Po koniec handlu obejmujący spółki z większości krajów Europy Zachodniej indeks Stoxx 600 zyskiwał 1,2 proc. Lepiej od niego spisywały się krajowe indeksy w Londynie i Paryżu, rosnąc po około 1,7 proc., natomiast podobnie we Frankfurcie i Madrycie. Po niespełna dwóch godzinach handlu dość wyraźnie, po około 1 proc., rosły także wskaźniki na Wall Street.
Trudno wskazać powody zwiększonego zainteresowania zakupem akcji. Łatwiej byłoby wymienić takie, dla których indeksy powinny dzisiaj spadać - jak choćby wzrost do kolejnego rekordowego poziomu premii za posiadanie obligacji irlandzkich czy portugalskich (i to pomimo publikacji wyników ankiety Bloomberga, z której wynika, że banki inwestycyjne kryzys fiskalny w strefie euro uznały za już opanowany), czy też słabsze informacje z rynków nieruchomości w Wielkiej Brytanii i USA (w pierwszym przypadku raport Rightmove, pokazujący, że ceny domów zniżkowały przez ostatnie trzy miesiące o blisko 3,5 proc., a w drugim słabszy od prognozowanego odczyt indeksu NAHB mierzącego nastroje w amerykańskim budownictwie). Jednoznacznie pozytywne były jedynie zapewnienia agencji Moody's o tym, że najwyższy rating kredytowy dla Wielkiej Brytanii nie jest zagrożony.
Dopiero pod sam koniec handlu w Europie pojawiła się wiadomość, że amerykańskie National Bureau of Economic Research oficjalnie uznało rozpoczętą w grudniu 2007 r. recesję w USA za zakończoną - wyznaczając datę jej końca na czerwiec 2009 r.
Giełdy w Europie miały miniony tydzień dużo słabszy niż amerykańskie, ale po dzisiejszej sesji część wskaźników (CAC-40, FTSE-100) ponownie znalazła się na poziomach najwyższych od kilku miesięcy. Tym samym odrobiły dystans do Wall Street, gdzie S&P 500 zyskując dziś 1,1 proc. znalazł się najwyżej od 18 maja.