Formalnie korekta spadkowa trwa od połowy października, czyli momentu, kiedy WIG20 ustanowił ostatni rekord hossy (2693 pkt). W praktyce jednak bardziej właściwe wydaje się mówienie o tym, że zadyszka kupujących i próby sprowadzenia notowań w dół trwają już od trzech tygodni.
Konsekwencją tego jest unoszące się nad rynkiem widmo formacji głowy z ramionami (lewe ramię - 2667 pkt, głowa - 2693 pkt, prawe ramię - być może 2654 pkt, o ile indeks nie pokona lokalnego maksimum z 21 października). Wczoraj WIG20 wykonał kolejny krok w kierunku linii szyi biegnącej po lokalnych dołkach z 8 i 20 października.
Jej przebicie byłoby formalnym zwieńczeniem formacji (na razie można jedynie mówić o ryzyku jej powstania). Gdyby poszło za tym sforsowanie "okrągłego" poziomu 2600 pkt, należałoby się liczyć z tym, że mamy do czynienia dopiero z początkiem głębszej korekty. Oczywiście dopóki jednak WIG20 nie przebije tych poziomów, o istnieniu RGR nie można mówić. Poza wątpliwością pozostaje natomiast sytuacja w dłuższej perspektywie.
Bliskość rekordów hossy to najlepszy dowód na to, że długoterminowy trend wzrostowy ma się dobrze. Huśtawka nastrojów w ostatnich tygodniach jedynie symbolicznie zbliżyła WIG20 do kluczowego w tej perspektywie wsparcia na wysokości sierpniowego dołka (2393 pkt).W sferze fundamentalnej sytuacja ciągle jest daleka od jednoznaczności. Z jednej strony inwestorzy otrzymali kolejne sygnały, że ożywienie w polskiej gospodarce trzyma się mocno. Roczna dynamika sprzedaży detalicznej okazała się wyższa od prognoz i coraz wyraźniej zbliża się ku poziomowi 10 proc. (we wrześniu wyniosła 8,6 proc.).
Mówiąc językiem analizy technicznej, pokonanie tego poziomu otworzyłoby drogę ku zwyżce do wartości ostatnio widzianych jeszcze w 2008 r., tuż przed kryzysem finansowym. Przyśpieszenie wydatków konsumentów miałoby bez wątpienia duży wpływ na tempo wzrostu gospodarczego i wyniki spółek.Z drugiej strony nie przestają napływać ostrzegawcze sygnały zza oceanu.