Ten ostentacyjny brak szacunku do decyzji japońskich władz monetarnych inwestorów zaangażowanych na rynku surowców jest zastanawiający. To przecież surowce są najbardziej oczywistym nośnikiem inflacji. Najwyraźniej znacznie poważniejszym, niż luzowanie ilościowe banków centralnych, czynnikiem wpływającym na trendy na tym rynku staje się rzeczywisty stan globalnej gospodarki. Ponieważ w ostatniej dekadzie to Chiny odpowiadały za cały wzrost zapotrzebowania na surowce przemysłowe, tj. miedź, dane napływające z tego kraju mają bezpośrednie przełożenie na notowania cen. Według oficjalnej wersji wydarzeń głównym winowajcą ostatniego spustoszenia na rynku surowców był gorszy od oczekiwań odczyt dotyczący chińskiego PKB za I kw. Rzeczywistość rozminęła się prognozami o 0,3 proc. Słabszy okazał się także wzrost produkcji przemysłowej. Być może jest to oczywisty znak wejścia chińskiej gospodarki w recesję, bessy na rynku surowców i akcji, ale nauczony doświadczeniem z wiosny ub.r. mam wątpliwości. Dokładnie rok temu rynki finansowe żyły obawą o twarde lądowanie drugiej gospodarki świata, a odczyty danych były dokładnie takie same jak dziś. Chiny miały upaść i długo się nie podnieść. Kilka miesięcy później dane zaczęły wyglądać lepiej, choć bez fajerwerków, ale to wystarczyło, żeby odwołać kasandryczne wizje twardego lądowania. Dla przypieczętowania tej dobrej nowiny chińskie indeksy giełdowe urosły o ponad 20 proc. w dwa miesiące. Jednak w czasie globalnej stagnacji takie falowanie danych i nastrojów wydaje się dość naturalne. W takich warunkach zapewne surowce zasługują na słabość. Czy jednak zasługują na wejście w długoterminową bessę? Nie sądzę. Stagnacja to jeszcze nie jest recesja. Cały czas jesteśmy daleko od deflacyjnych obaw, jakie towarzyszyły inwestorom w II połowie 2008 r. Poza głęboką recesją w Chinach, przed którą nowo nominowane władze będą zapewne starały się zabezpieczyć wszelkimi metodami, nie widzę powodów do przerodzenia się obecnej korekty na surowcach w prawdziwą bessę. Być może kiedyś nadejdzie dzień, że ropa będzie kosztować 30 dolarów za baryłkę, a miedź po 3000 USD za tonę. Ale to jeszcze nie jest ten dzień. Być może kiedyś za uncję złota znowu będziemy płacić mniej niż 1000 USD. Ale to na pewno nie jest jeszcze ten dzień.