Oczekiwanie, że spadek zatrzyma się w okolicy 50 tys. pkt, wynika po pierwsze z położenia szczytu z 2011 r. (wypadł przy 50,4 tys. pkt), a po drugie z tego, że w ramach trwającej od połowy 2012 r. fali zwyżkowej kolejne duże korekty sięgały około 10 proc. Można zatem oczekiwać, że obecna przecena nie będzie większa, a im bliżej takiej skali spadku, tym mniejsza skłonność inwestorów do pozbywania się akcji.

Zresztą już w ostatnich dniach było widać, że podaż nie jest zbyt agresywna, a zachowanie rynku wynika z realizacji zysków po pokaźnym ruchu w górę, jaki odbył się w minionych miesiącach w związku z pojawieniem się większej niepewności o przyszłe losy koniunktury. W lokalnym wymiarze na wyobraźnię inwestorów musiała podziałać listopadowa wyprzedaż akcji przez OFE, która i tak nie była na tyle duża, by nie doszło do dalszego wzrostu udziału akcji w ich portfelach. W skali globalnej natomiast chodziło o powracające obawy przed ograniczeniem skupu aktywów przez Fed. W tym kontekście znaczenie też miały słowa szefa Banku Anglii, że gospodarka wciąż potrzebuje wsparcia ze strony polityki pieniężnej. Mówił też o ryzykach z nią związanych i koniecznością działania, gdyby zaczęły przybierać niepokojące rozmiary.

Trzeba mieć świadomość, że po tylu miesiącach „wałkowania" tematu ograniczenia skupu aktywów w USA ma on przede wszystkim emocjonalne znaczenie, bo w warstwie realnej liczyć się będzie rzeczywisty wpływ na rynki i gospodarki, który przynajmniej w początkowej fazie nie musi być wcale taki duży. Z punktu widzenia rynków finansowych problemem jest jednak to, że ostatnia fala zwyżkowa cen akcji była w największym stopniu napędzana spekulacją związaną z odsunięciem w czasie ograniczania QE, co doprowadziło do pojawienia się skrajnego optymizmu na giełdach. Odczyty wskaźników nastrojów inwestorów tylko to potwierdzały. To wszystko tworzy niebezpieczną miksturę mogącą skutkować w którymś momencie masową realizacją zysków. Inwestorzy zapewne mają tego świadomość i dlatego widać nerwowość w ich reakcjach.

Trend wzrostowy jest obecny na parkiecie od tak długiego czasu, że trzeba zakładać, iż 10-proc. zniżka zachęciłaby do wchodzenia na rynek i doprowadziła do wyraźnego odbicia. To dość oczywisty schemat rozwoju wypadków w kolejnych tygodniach. Nie ma sensu jeszcze rozstrzygać, czy oznaczałoby to powrót do trwałych wzrostów, czy jedynie byłoby ostatnim akcentem blisko 5-letniej hossy, co wydaje się tak samo prawdopodobne.