Na razie zarówno zapowiedź zmniejszenia składek do OFE, jak i planowana na ten rok duża podaż ze strony Skarbu Państwa, nie są w stanie zatrzymać głównego trendu giełdowego. Dokładnie to samo można powiedzieć o rynkach amerykańskim i europejskich, które w obliczu tsunami, trzęsienia ziemi, interwencji wojennej, uszkodzenia elektrowni atomowej, rychłego zakończenia dodruku pieniądza w USA oraz powracającej niczym bumerang historii bankrutujących pariasów Europy, radzą sobie zadziwiająco dobrze.

W pewnym sensie taka sytuacja przypomina mi ubiegłoroczną falę silnych zwyżek z marca i kwietnia. Wtedy również oczy inwestorów skierowane były na problemy z długiem w Europie, którą dodatkowo spowijał wulkaniczny pył znad Islandii. Pomimo tych negatywnych czynników indeksy akcji żwawo kroczyły ku szczytom hossy. Najwyraźniej rynki starały się uśpić czujność inwestorów, którzy dopiero po czasie dostrzegli, że indeksy znalazły się w dłuższej korekcie, która rozpoczęła się w styczniu i przyjmując postać trendu bocznego o znacznej zmienności, trwała do czerwca 2010 r. Teraz również rynki akcji nie chcą się poddać. Dlatego wydaje się całkiem realne, że w kwietniu, podobnie jak 12 miesięcy temu, byki przeprowadzą udany atak na lutowe szczyty na głównych światowych indeksach. W takim przypadku indeks S&P500 mógłby osiągnąć poziom 1400 pkt, co stanowi górne ograniczenie dla formacji korekcyjnej. Na tym tle obecne wybicie WIG20 ponad poziom 2800 pkt powinno doprowadzić indeks dużych spółek do 3000 pkt w dość krótkim czasie. Chociaż ciężko jest dzisiaj wyrokować, czy Zachód pozwoli polskim inwestorom cieszyć się wyjściem z wyczerpującego trendu bocznego dłużej niż przez kilka dni, to trzeba zauważyć, że nasze spółki są technicznie przygotowane na taki scenariusz. Nie dotyczy to wyłącznie akcji KGHM, PKN i Lotosu. Patrząc na wykresy wielu dużych i średnich firm, można zakładać, że ewentualna fala wzrostowa obejmie znacznie szersze spektrum spółek niż wcześniej. Obok silnych od dawna banków, BRE i Getinu, do łask inwestorów powracają PKO BP, Pekao, a także Handlowy, ING BSK i Millennium. Po kilku miesiącach posuchy, zadowoleni powinni być także akcjonariusze PZU, a nawet TP. Biorąc pod uwagę kilka dotychczasowych, nieudanych prób wybicia indeksu ponad 2800 pkt, wydaje się, że rynek stał się wreszcie zdolny do zakończenia natarcia sukcesem. Oczywiście najbardziej irytującą alternatywą dla powyższego scenariusza byłoby zejście WIG20 z powrotem do kieratu, czyli przedziału 2600–2800 pkt, w jakim znajdowaliśmy się przez ostatnie pół roku.