Cięcie ratingu wywołało dużo emocji. Szczególnie, że była to pierwsza taka decyzja w sięgającej 1941 roku historii. Emocje były tym większe, że perspektywa ratingu jest negatywna, co oznacza możliwość jego dalszego obniżenia. Przedstawiciele S&P, z Johnem Chambersem na czele, wskazują na 33-proc. szanse na jego dalsze obniżenie w perspektywie od 6 do 24 najbliższych miesięcy.

Decyzja S&P wywołała w poniedziałek ucieczkę od aktywów uznawanych za ryzykowne. Nie inaczej było na warszawskiej giełdzie. Przed prawdziwą paniką rynki ustrzegła deklaracja Europejskiego Banku Centralnego, że aktywnie będzie realizował program wykupu obligacji. Jak się później okazało, bank centralny faktycznie kupował obligacje Włoch i Hiszpanii, zmniejszając obawy przed rozszerzeniem kryzysu długu w tych krajach. Początkowo to nawet pomagało giełdom. Ostatecznie jednak wygrała podaż, sprowadzając indeksy wyraźnie w dół.

Poniedziałkowa wyprzedaż akcji na globalnych parkietach nie zaskakuje. Byłoby czymś nienaturalnym, gdyby jej zabrakło. Nie jest ona też żadną wróżbą. I to zarówno, jeżeli chodzi o najbliższą, jak również tę nieco bardziej odległą przyszłość. O tym, w jakim kierunku i z jaką dynamiką podążą światowe indeksy, a w ślad za nimi także WIG20, zdecyduje kilka czynników. Po pierwsze to, czy Rezerwa Federalna podejmie decyzje zmierzające do ustabilizowania sytuacji na rynkach finansowych oraz wsparcia słabnącego wzrostu gospodarczego w USA (we wtorek o 20.15 inwestorzy poznają wyniki posiedzenia Fedu). Po drugie, czy ten przysłowiowy zimny kubeł wody wylany przez agencję S&P na głowy amerykańskich polityków okaże się skuteczny. A więc czy z determinacją, zapominając o przyszłorocznych wyborach prezydenckich, wezmą się za walkę z nadmiernym zadłużeniem. Po trzecie, czy Europejski Bank Centralny, zgodnie ze swoją zapowiedzią, pozostanie aktywny na europejskim rynku długu. I po czwarte, jak długo europejskim politykom zajmie wdrożenie wszystkich ustaleń, jakie zapadły na lipcowym, nadzwyczajnym szczycie strefy euro.

To wszystko jest warunkiem trwałej zmiany sentymentu na rynkach finansowych, które przecież obecnie muszą się zmagać nie tylko z kryzysem zadłużenia, ale również ze słabnącym wzrostem gospodarczym w USA, Europie i Azji. Alternatywą jest kontynuacja ostatnich spadków w średnim terminie. Aczkolwiek już o mniejszej dynamice.