Amerykański decoupling uratuje świat?

Coraz bardziej widoczny rozdźwięk pomiędzy aktywnością gospodarek w Ameryce Północnej oraz w Azji i Europie przywodzi na myśl sytuację, jaką mieliśmy przed kryzysem 2008 r. Globalny wskaźnik PMI dla przemysłu znów poszedł w dół i umocnił się poniżej 50 pkt, ale w USA czy Kanadzie wskaźniki pozostały w bezpiecznej odległości od bariery 50 pkt.

Aktualizacja: 24.02.2017 02:32 Publikacja: 03.12.2011 01:03

Krzysztof Stępień, GŁÓWNY ANALITYK, DYREKTOR INWESTYCYJNY OPERA TFI

Krzysztof Stępień, GŁÓWNY ANALITYK, DYREKTOR INWESTYCYJNY OPERA TFI

Foto: Archiwum

Patrząc globalnie, doszło w listopadzie do znacznego spadku nowych zamówień, a także pojawienia się dezinflacji. Wyhamowało wyraźnie tempo wzrostu zatrudnienia, co w kontekście konsumpcji, zwłaszcza na rynkach wschodzących, stanowi coraz bardziej poważne zagrożenie.

Trzy lata temu uwarunkowania makroekonomiczne były odwrotne niż dziś – to amerykańska gospodarka przeżywała kłopoty i wykazywała wyraźne oznaki spowolnienia, a reszta świata przez długie miesiące opierała się tym niekorzystnym zjawiskom. Powstała wtedy nawet teoria decouplingu zakładająca oderwanie się procesów gospodarczych w poszczególnych częściach świata od siebie. Teoria okazała się fałszywa, ale kto wie, jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby nie szok, jakim był upadek Lehman Brothers, który doprowadził do zamrożenia systemu finansowego.

Dziś widać, że rządy i banki centralne zrobią wszystko, by nie dopuścić do powtórki scenariusza sprzed trzech lat. Świadczą o tym choćby ostatnie działania, takie jak obniżenie stopy rezerwy obowiązkowej dla banków komercyjnych w Chinach w obliczu zagrożenia wzrostem złych długów w sektorze bankowym wynikającym z ochłodzenia koniunktury na rynku nieruchomości. Inny przykład to skoordynowana akcja banków centralnych mająca na celu dostarczenie finansowania w dolarach, krok podejmowany jedynie w najbardziej skrajnych okolicznościach.

Inwestorzy zaś zdają się wierzyć, że jeśli nie dojdzie do najczarniejszego scenariusza, to ostatecznie uda się przejść przez obecny kryzys w miarę suchą nogą.

Taka diagnoza na obecnym etapie skłania już do coraz odważniejszego wykluczania analogii z poprzednim kryzysem, tym bardziej że wskaźniki obrazujące skalę napięć w systemie finansowym pozostają na umiarkowanych poziomach. Zastanawiające jest jednak to, że mimo wysiłków mających uspokoić sytuację na rynkach wskaźniki takie jak TED spread i Libor-OIS spread przekroczyły szczyty z połowy 2010 r. Można więc mówić o nasilaniu się kryzysowych uwarunkowań. W tych warunkach trudno liczyć na ukształtowanie się trwałego ruchu w górę na rynkach ryzykownych aktywów. Piątkowe maksima mogą być więc trudne do wyraźnego przekroczenia. Tym bardziej że wciąż jednak ruchy w górę odbywają się głównie dzięki nadziei, a nie faktom.

Giełda
Marazm w Warszawie, nerwowo w USA. Złoty zyskuje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Giełda
Tydzień w korekcie
Giełda
Mocne wyniki Broadcom wspierają spółki technologiczne
Giełda
Rajd św. Mikołaja - rynkowa okazja czy bajka?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Giełda
WIG20 znów w dół. Tym razem przez CD Projekt
Giełda
Rok cyklu prezydenckiego