Patrząc globalnie, doszło w listopadzie do znacznego spadku nowych zamówień, a także pojawienia się dezinflacji. Wyhamowało wyraźnie tempo wzrostu zatrudnienia, co w kontekście konsumpcji, zwłaszcza na rynkach wschodzących, stanowi coraz bardziej poważne zagrożenie.
Trzy lata temu uwarunkowania makroekonomiczne były odwrotne niż dziś – to amerykańska gospodarka przeżywała kłopoty i wykazywała wyraźne oznaki spowolnienia, a reszta świata przez długie miesiące opierała się tym niekorzystnym zjawiskom. Powstała wtedy nawet teoria decouplingu zakładająca oderwanie się procesów gospodarczych w poszczególnych częściach świata od siebie. Teoria okazała się fałszywa, ale kto wie, jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby nie szok, jakim był upadek Lehman Brothers, który doprowadził do zamrożenia systemu finansowego.
Dziś widać, że rządy i banki centralne zrobią wszystko, by nie dopuścić do powtórki scenariusza sprzed trzech lat. Świadczą o tym choćby ostatnie działania, takie jak obniżenie stopy rezerwy obowiązkowej dla banków komercyjnych w Chinach w obliczu zagrożenia wzrostem złych długów w sektorze bankowym wynikającym z ochłodzenia koniunktury na rynku nieruchomości. Inny przykład to skoordynowana akcja banków centralnych mająca na celu dostarczenie finansowania w dolarach, krok podejmowany jedynie w najbardziej skrajnych okolicznościach.
Inwestorzy zaś zdają się wierzyć, że jeśli nie dojdzie do najczarniejszego scenariusza, to ostatecznie uda się przejść przez obecny kryzys w miarę suchą nogą.
Taka diagnoza na obecnym etapie skłania już do coraz odważniejszego wykluczania analogii z poprzednim kryzysem, tym bardziej że wskaźniki obrazujące skalę napięć w systemie finansowym pozostają na umiarkowanych poziomach. Zastanawiające jest jednak to, że mimo wysiłków mających uspokoić sytuację na rynkach wskaźniki takie jak TED spread i Libor-OIS spread przekroczyły szczyty z połowy 2010 r. Można więc mówić o nasilaniu się kryzysowych uwarunkowań. W tych warunkach trudno liczyć na ukształtowanie się trwałego ruchu w górę na rynkach ryzykownych aktywów. Piątkowe maksima mogą być więc trudne do wyraźnego przekroczenia. Tym bardziej że wciąż jednak ruchy w górę odbywają się głównie dzięki nadziei, a nie faktom.