Co prawda nie ma jeszcze powodów, by sądzić, że scenariusze zakładające dalszy umiarkowany wzrost notowań zostały zanegowane, ale wiara w nie bez większych zastrzeżeń nie jest już taka łatwa. Wydaje się przy tym, że doniesienia ze strefy euro oraz Chin mają nie tylko krótkoterminowe znaczenie, ale mogą oddziaływać na wydarzenia w kolejnych miesiącach. Znacząco zwiększają prawdopodobieństwo globalnej stagnacji gospodarczej, która z inwestycyjnego punktu widzenia byłaby potężnym wyzwaniem.
Oznaczałaby konieczność podejmowania decyzji w okolicznościach, z jakimi inwestorzy nie mieli do czynienia przez wiele ostatnich dekad. Można więc założyć, że będą się dopiero uczyć, jak w takich warunkach postępować. To oznaczałoby jednocześnie, że wiele wzorców z poprzednich lat będzie w kolejnych miesiącach trudnych do zastosowania.
Równocześnie perspektywa globalnej stagnacji skłaniałaby do oczekiwania, że surowce na trwałe stracą swój blask i to akcje będą lepszą inwestycją. Byłaby to zła wiadomość dla rynków wschodzących, które po okresie przewyższania stopami zwrotu dojrzałych parkietów przeżywałyby chudsze lata.
Nie wydaje się jednak, by wydarzenia z ostatnich dni były w stanie „przetrącić kręgosłup" trendowi zwyżkowemu na giełdach, choć istnieje ryzyko pogłębienia zniżek do 40 tys. na wykresie WIG i 1360 pkt w przypadku amerykańskiego indeksu S&P 500.
Trzeba przy tym liczyć się, że niepokoje o stan chińskiej gospodarki zaczną stopniowo szkodzić ważnemu dla koniunktury na GPW niemieckiemu parkietowi. Dla spółek z tego kraju eksport do Azji jest bardzo istotny.