Już drugi raz z rzędu comiesięczne dane makroekonomiczne płynące ze strefy euro okazały się słabsze, i to znacznie, od oczekiwanych. Odczyty indeksów PMI, szczególnie dotyczące przemysłu, zrobiły inwestorom nieprzyjemną niespodziankę.
Zarówno w Niemczech, jak i we Francji poziomy wskaźników były o 2 pkt proc. niższe od spodziewanych. Co gorsza, odczyty wyraźnie spadły poniżej ważnego poziomu 50 pkt, uznawanego za granicę między wzrostem a spowolnieniem. Dane wskazują, że zamiast odrodzenia gospodarkę europejską czeka spowolnienie lub stagnacja. Nie jest to dobra informacja, szczególnie dla państw PIIGS, które walczą o przetrwanie.
Dane dotyczące kondycji naszych najważniejszych partnerów gospodarczych mogą mieć także negatywny wpływ na kondycję polskiej gospodarki. Tym bardziej że złoty wyraźnie się umocnił w ostatnich trzech miesiącach.
Na razie nadal można mieć nadzieję na 3-proc. dynamikę naszego PKB w bieżącym roku, ale bardziej optymistyczne prognozy raczej należy uznać za coraz mniej prawdopodobne. Może okazać się to pewnym hamulcem dla dalszego wzrostu cen akcji w Europie. No, chyba że amerykańskie indeksy nadal będą bić rekordy hossy albo banki centralne (Fed, EBC) zdecydują się na dalsze zwiększanie płynności.
W ubiegłym tygodniu mogliśmy także poczuć przedsmak tego, co może nas czekać na polskiej scenie politycznej. Coraz większe napięcie pomiędzy kluczowymi politykami rządzącej koalicji przy rosnącym poparciu dla partii opozycyjnych może spowodować powstanie nowego czynnika ryzyka, o którym w ostatnich latach trochę zapomnieliśmy – ryzyka destabilizacji politycznej w naszym kraju. Nie byłaby to dobra informacja dla inwestorów, szczególnie jeśli towarzyszyłaby jej dalsza dezintegracja w strefie euro.