Ów model zakłada cięcia wydatków, co negatywnie odbija się na koniunkturze gospodarczej, która w kwietniu trzeci miesiąc z rzędu zaskoczyła negatywnie. Mowa o tak lubianych przez inwestorów wskaźnikach PMI, które z początkiem tego tygodnia pociągnęły w dół ceny ryzykownych aktywów. Z poniedziałkowym krachem polityka nie miała wiele wspólnego, gdyż nikt nie oczekiwał niedzielnego zwycięstwa Nicolasa Sarkozy'ego. Z kolei dymisja premiera Holandii, po udanej aukcji dwu- i dwudziestopięcioletnich obligacji okazała się zdecydowanie mniej istotna niż pierwotnie zakładano.

Co interesujące, słabe dane z Europy po raz kolejny były dla większości zaskoczeniem. Może to dziwić, szczególnie jeżeli wiemy, że z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w lutym i marcu. Tutaj wyjątkowo dobrym prognostykiem okazuje się krajowy rynek akcji, który od początku lutego konsekwentnie ignoruje optymizm zagranicznych parkietów i idzie swoją ścieżką zmierzającą do testu zeszłorocznych minimów. Mimo słabych danych i nieustannie psującego się obrazu technicznego rynku niemała ilość osób wciąż zakłada rychłe odbicie indeksów. Niestety, ciężko jest się z takim poglądem zgodzić, gdyż mimo skrupulatnych poszukiwań, niezwykle trudno znaleźć argumenty wspierające obóz byków.

Publikowane dane od pewnego czasu się pogarszają i nie chodzi tutaj jedynie o Europę, ale również USA, które do niedawna uznawane były za oazę spokoju. Na rynkach zagranicznych po nadzwyczaj udanym pierwszym kwartale, istnieje spory potencjał do zniżek w postaci realizacji zysków. Bankierzy centralni wcale nie są skorzy do interwencyjnych działań, a EBC już od sześciu tygodni nie był aktywny na rynku długu. Niektórzy wyrażają nawet pogląd, że wyższych rentowności obligacji wybranych państw nie należy rozpatrywać jedynie w negatywnych kategoriach. Otóż presja rynku może być jedynym skutecznym narzędziem nacisku na rządzących, by ci realizowali aktualnie założoną strategię walki z kryzysem. Pytanie jednak brzmi, czy 6 maja, wraz z prawdopodobną zmianą na stanowisku francuskiego prezydenta, nie doprowadzi do zmian w tej strategii. W dłuższym okresie nowy „pakt dla wzrostu" byłby zapewne korzystny, ale w krótkim kreowałby kolejne znaki zapytania, które rynkowe niedźwiedzie mogłyby skutecznie wykorzystać.