Winowajcą po raz kolejny wydaje się być Grecja, która oczywiście może sterować krótkoterminowymi nastrojami, ale z zachowaniem rynku w średnim czy dłuższym terminie niekoniecznie musi mieć wiele wspólnego.
Spróbujmy więc na chwilę zapomnieć o Grecji i spojrzeć na wyceny akcji w szerszym kontekście. Otóż w USA przez ostatnie trzy lata indeks S&P500 zbliżył się do swojego historycznego maksimum z 2007 roku w klasycznych trzech ruchach w kierunku północnym i dwóch większych korektach. Osobom znającym teorię fal Elliotta od razu powinna zapalić się lampka, czy przypadkiem nie doszliśmy do momentu, kiedy hossa na Wall Street zaczyna kończyć swój żywot. Co ciekawe, przez ostatnie ponad 100 lat przeciętny rynek byka trwał w USA 34 miesiące i powodował zwyżki indeksu o 115 proc. Aktualna hossa trwa już 37 miesięcy i skutkowała wzrostem w skali 103 proc. Widać więc wyraźnie, że poważnie należy rozważyć wejście rynku w fazę dystrybucji z późniejszymi tego konsekwencjami w postaci trendu spadkowego.
Wracając na europejskie podwórko, warto przypomnieć, że grecka tragedia trwa już dwa lata i przyczyniła się aż do 18 szczytów europejskich polityków. Ich skuteczność wydaje się niewielka, skoro jedynym większym osiągnięciem jest pakt fiskalny, który jeszcze przed wejściem w życie wystawiony jest na ciężką próbę w postaci słabości europejskich gospodarek. Na dodatek na horyzoncie nie widać poprawy sytuacji gospodarczej Starego Kontynentu. Wręcz przeciwnie, dopatrzyć się można kontynuacji dekoniunktury. Wszystko to oznacza, że i bez Grecji powodów do zniżek jest aż nadto. Taki obrót spraw sugeruje realne niebezpieczeństwo wyjścia dołem krajowego indeksu blue chipów z ponadpółrocznej konsolidacji. Co prawda aktualnie obserwujemy próbę powrotu do ram dobrze znanej krajowym inwestorom konsolidacji, ale struktura odbicia i wyraźne problemy z jej kontynuacją oznaczają, że zniżka poniżej poziomu 2000 pkt wydaje się jedynie kwestią czasu.
O momencie wyjścia indeksu WIG20 z ram trendu bocznego zadecyduje zachowanie giełdy nowojorskiej, a raczej przebieg formułowania szczytu trzyletniej hossy. Nie można wykluczyć próby podejścia do kwietniowych szczytów, co przedłużyłoby warszawską konsolidację. Bomba w postaci spadków jednak już tyka i jedynie czas jej eksplozji jest nieznany.