Wprawdzie źródeł poprawy nastrojów można by doszukiwać się na przykład w ostatnim zaskakującym wyskoku dynamiki produkcji przemysłowej w Polsce, jednak trafniejsza wydaje się teza, że to nie czynniki krajowe, a sytuacja globalna rzutuje na warszawskie indeksy.
Letni rajd krajowego, ale także zagranicznych rynków akcji, ma trzy główne przyczyny. Po pierwsze, pomimo braku materialnej poprawy sytuacji, inwestorzy wydają się spokojniejsi o przyszłość strefy euro. Rentowności obligacji hiszpańskich i włoskich utrzymują się już od dłuższego czasu poniżej swoich maksimów. Z drugiej strony, konsensus w sprawie poluzowania wymogów dla Grecji również wydaje się osiągalny, zagadką pozostaje jedynie, kto z trojki weźmie na siebie koszty jego finansowania.
Po drugie, gospodarka światowa wysyła ostatnio inwestorom trochę cieplejsze sygnały. Nie dość, że obserwowaliśmy serię nie najgorszych danych z USA, to dodatkowo w Chinach odbijają się ceny nieruchomości.
Wprawdzie Europa wciąż dryfuje w recesji, jednak już w czwartek jest szansa na iskierkę nadziei. Wskaźniki PMI dla przemysłu w strefie euro, które zostaną wówczas opublikowane, wprawdzie wciąż będą znajdować się w recesyjnym obszarze, jest jednak szansa na niewielkie drgnięcie w górę.
Trzeci powód, który rozbudza nadzieje na lepsze jutro wśród inwestorów, to banki centralne, które wciąż nie wykorzystały jeszcze całego swojego arsenału. Tymczasem na horyzoncie widać już szczyt Rezerwy Federalnej w USA w Jackson Hole pod koniec miesiąca oraz posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego we wrześniu. Im słabsze gospodarki, tym większa szansa, że bankierzy centralni zapewnią im poduszkę bezpieczeństwa.