Pierwsza hipoteza mówi o wyprzedzającym działaniu GPW w stosunku do giełd zagranicznych, co związane jest z mniejszą płynnością krajowego parkietu. Inwestorzy zagraniczni wcześniej realizują więc zyski niż ma to miejsce gdzie indziej, gdyż obawiają się, że później mogą mieć problem ze znalezieniem drugiej strony transakcji po satysfakcjonujących cenach. Podobnie było w lutym minionego roku, kiedy mimo zwyżek na Wall Street indeks WIG20 powoli się osuwał. Wiele osób mówiło, że krajowe akcje w końcu wyrównają stracony dystans, ale stało się odwrotnie i to Amerykanie niejako poszli naszym śladem. Druga teoria mówi o wysysaniu pieniędzy z rynku przez ofertę sprzedaży akcji PKO BP oraz Pekao. Co prawda inwestorzy spodziewali się podaży akcji ze strony Skarbu Państwa, ale podobny ruch ze strony UniCredit był już niemałym zaskoczeniem. Warto wspomnieć, że sektor bankowy typowany był na możliwego lidera wzrostu w tym roku, ale po znacznych ofertach od głównych akcjonariuszy, fundusze na tyle „doważyły się" w akcje największych banków, że o dodatkowy popyt może być już ciężko.
Trzecia teoria słabość tłumaczy reakcją na fatalne dane z krajowej gospodarki, ale wydaje się jej zaprzeczać silniejsze zachowanie sektora mniejszych spółek, szczególnie uzależnionych od koniunktury gospodarczej. Z kolei ostatnia hipoteza mówi o przewijającym się ponownie temacie możliwych zmian w działaniu OFE, co już raz położyło się cieniem na GPW. Potencjalnych przyczyn słabości jest więc aż nadto, a ich efekt obserwujemy niemalże każdego dnia, kiedy coraz bliżej indeksowi blue chips do potencjalnego poziomu końca korekty na wysokości 2450 pkt. Czekać należy na sesję, kiedy przy równo rozłożonym sporym obrocie dojdzie do prób zatrzymania spadku, co może wskazywać na powrót inwestorów zagranicznych. Do tego czasu spadki mogą nam niestety towarzyszyć, a dołączyć do nich może spóźniona Wall Street, gdzie psychologiczny poziom 1500 pkt na indeksie S&P500 prowokuje realizację niemałych zysków.