Na rynku dało się wyczuć wyczekiwanie na wyniki posiedzeń banków centralnych oraz serię danych z amerykańskiego rynku pracy, czyli na główne wydarzenia obecnego tygodnia.
Sytuacja techniczna na wykresie WIG20, pomimo ponad 7-proc. spadku tego indeksu w ostatnich tygodniach, nie prezentuje się jeszcze źle. Wykres porusza się w kanale spadkowym, co wskazuje na regularny charakter korekty. Być może należałoby obawiać się jej pogłębienia, gdyby nie fakt, że WIG20 w dalszym ciągu znajduje się powyżej dwóch kluczowych poziomów wsparcia: 2400 pkt – psychologiczne wsparcie i 9-miesięczna linia trendu wzrostowego oraz 2424,1 pkt – lokalny szczyt z połowy września 2012 r.
Dopóki strefa wsparcia 2400–2424 pkt pozostaje aktualna, dopóty jest szansa na kontynuację wzrostu w średnim i długim terminie. Jednak już jej pokonanie mogłoby w krótkim czasie sprowadzić notowania wskaźnika WIG20 poniżej 2300 pkt.
Od czego zatem będzie zależało to, czy giełdowe byki zdołają utrzymać WIG20 powyżej poziomu 2400 pkt? Przede wszystkim od skali realizacji zysków na Wall Street. Mało kto ma wątpliwości, że niedawne cofnięcie indeksu S&P500 z okolic 1531 pkt do 1487,85 pkt kończy temat korekty. Nawet jeżeli na wykresie brakuje jeszcze jednej fali, kończącej całą sekwencję ruchu wzrostowego. Przy tak zauważalnym wykupieniu i braku na horyzoncie nowych potencjalnych impulsów popytowych trzeba się liczyć z cofnięciem przynajmniej do 1480 pkt, żeby móc ponownie liczyć na kolejną serię wzrostu.
Jeżeli spadki na Wall Street będą się wpisywały w ten korekcyjny scenariusz, jest duża szansa, że inwestorzy w Warszawie nie będą gremialnie pozbywali się akcji. Zagrożenie wyprzedażą pojawi się dopiero, gdy amerykańskie indeksy zaczną mocniej spadać.