Półtora miesiąca po tym jak świat dowiedział się, że polskie fundusze emerytalne będą przez najbliższe lata sukcesywnie wyprzedawały akcje, nasze indeksy zanotowały najsilniejsze zwyżki spośród światowych parkietów. Chociaż jeszcze w maju byliśmy jednym z najsłabszych rynków wschodzących, licząc od początku roku, tak obecnie należymy wraz z Tajwanem i Filipinami do najsilniejszych. Jestem w stanie wytłumaczyć sobie, że OFE kupują akcje, zamieniając na nie obligacje skarbowe, których i tak zostaną pozbawione. Również coraz szerszy strumień napływów skierowanych do krajowych funduszy inwestycyjnych zmusza je do nabywania akcji.

Natomiast może nieco dziwić zachowanie inwestorów zagranicznych, którzy najwyraźniej także przystąpili do zakupów – i to zaraz po konferencji ministra Rostowskiego. Jednym z przejawów tego zainteresowania jest dwukrotny wzrost aktywów jednego z głównych funduszy ETF dedykowanych na Polskę, który od początku lipca zdołał pozyskać 150 mln USD świeżej gotówki. Mniej więcej tyle samo środków znalazło się w ubiegłym miesiącu na rachunkach krajowych TFI inwestujących w akcje. Przy relatywnie niewielkich, wakacyjnych obrotach taka skala zakupów jednostek i ich koncentracja w czasie wywołały ostatnią falę hossy.

Obecnie wraz z Tajwanem i Filipinami należymy do najsilniejszych rynków akcji na świecie

Lepsze od spodziewanych wyniki mniejszych banków ogłoszone ostatnio w naszym kraju są w tym kontekście jedynie wygodnym pretekstem, a nie rzeczywistą przyczyną silnego wzrostu indeksów. Chociaż taka „płynnościowa" hossa może wydawać się nietrwała, to jednak jej konsekwencje dla naszego parkietu są niemal zbawienne. Zdołaliśmy na tyle daleko odsunąć się od ubiegłorocznych dołków, szczególnie w przypadku WIG20, że ewentualna korekta ostatnich zwyżek nie zmieni pozytywnego obrazu rynku. Natomiast pobicie szczytów z kwietnia 2011 r. przez indeks średnich spółek i dotarcie do tego poziomu zarówno indeksu WIG, jak i sWIG80, ugruntowało trwającą od lutego 2009 r. hossę.

Dodatkowo, w ciągu ostatnich kilku sesji pojawił się nieoczekiwany sprzymierzeniec nie tylko dla polskiej giełdy, ale generalnie dla rynków wschodzących. Zmienił się nieco obraz rynku surowców, których słabość przez ostatnie dwa lata stała się znamienna. Wyraźny wzrost cen metali szlachetnych, miedzi i innych metali przemysłowych, do którego pretekstem był szybszy od oczekiwanego wzrost importu do Chin, rozbudził nadzieje na powrót do gry wielkiego przegranego ostatnich lat, czyli sektora wydobywczego. Być może jest to tylko chwilowy wyskok, który zostanie zniwelowany przez słabe fundamenty, ale może być on wystarczający, żeby rynki wschodzące przejęły na razie pałeczkę hossy od zmęczonych ciągłymi zwyżkami rynków rozwiniętych.