W tej chwili chyba już prawie nikt nie ma wątpliwości, że ten temat będzie absorbować uwagę inwestorów aż do 30 czerwca, gdy upływa kolejny deadline. A prawdopodobnie jeszcze jakiś czas po tym terminie.
W nocy z niedzieli na poniedziałek rząd w Atenach przedstawił nowe propozycje reform, których realizacja ma odblokować środki pomocowe dla Grecji, dzięki czemu uniknie ona bankructwa po 30 czerwca, a być może też wyrzucenia ze strefy euro lub nawet wyjścia z Unii Europejskiej. To zostało przyjęte z nadzieją i poprawiło w poniedziałek nastroje na giełdach i innych rynkach finansowych. Szczególnie że wsparciem były też informacje z Europejskiego Banku Centralnego, który kontynuuje wsparcie greckich banków.
Ten cyrk wokół Grecji, czy – jak kto woli – chocholi taniec, czy też, w innym ujęciu, ta grecka telenowela, będzie trwał aż do 30 czerwca. Nie ma jednak wątpliwości, że ostatecznie rząd w Atenach osiągnie kompromis z międzynarodowymi wierzycielami. Jest prawdopodobne, a nawet prawie pewne, że kompromis ten zostanie osiągnięty w ostatniej chwili. Jedynie ktoś naiwny może wierzyć, że przydarzy się Grexit. Ani Grecji nikt nie wypchnie ze strefy euro, ani też sama z niej nie wyjdzie. Po prostu nikomu na realizacji takiego scenariusza nie zależy. I tak naprawdę nikt nie wie, jak miałoby do tego dojść i jakie byłyby tego konsekwencje gospodarcze i polityczne.
Mając powyższe na uwadze, zakładam, że Grecja może absorbować uwagę rynków finansowych aż do końca czerwca. Im większe będą nadzieje na kompromis, tym nastroje inwestorów powinny być lepsze. I odwrotnie. Przyjmując, że kompromis, co prawda w bólach, ale jednak zostanie osiągnięty, w lipcu powinna nastąpić fala wzrostu na giełdach. U jej źródła legnie uczucie ulgi, że czarny scenariusz dla Grecji się nie zrealizował.
Gdy z wokandy spadną problemy finansowe Aten, uwaga rynków zacznie się koncentrować już tylko na dwóch tematach: polityce monetarnej w USA i perspektywach europejskiej gospodarki. To jednak najwcześniej w drugiej połowie lipca.