W istocie, jeszcze przed niedzielnymi wyborami do parlamentu GPW nie potrafiła posilać się impulsami wzrostowymi z otoczenia. Dziś pojawiło się przedłużenie tego schematu, w którym niepewność związana ze zmianami w prawie okazywała się silniejsza od poprawy atmosfery na giełdach europejskich i amerykańskich. Właściwie od pierwszych minut rynek warszawski zachowywał się dziś słabiej niż np. niemiecki DAX, czy francuski CAC. W finale rozejście się rynku z otoczeniem uległo na tyle dużemu pogłębieniu, iż na ostatniej prostej wzrostowi DAX-a o 1,3 procent i zwyżkach na Wall Street towarzyszył spadek WIG20 o około 0,6 procent. Końcowy fixing tylko nieznacznie zredukował różnicę i na zamknięciu wartość WIG20 spadła o 0,35 procent. Ten nieco ciemny obraz sesji łagodzi aktywność rynku, która oglądana przez pryzmat obrotu w WIG20 była zwyczajnie niska.

Przez główną część dnia licznik w WIG20 powiększał się ze stabilnie niską prędkością 50 milionów złotych na godzinę, by dopiero w finale przeskoczyć poprzeczkę 510 milionów złotych. Sesja była więc przedłużeniem wczorajszej, o równie niskiej aktywności, co wskazuje, iż na rynku trwa wyczekiwanie na nowy impuls, ale też ukonstytuowanie się nowego parlamentu i zmianę rządu. Nie ma wątpliwości, iż GPW wchodzi teraz w fazę kolejnej kolizji z propozycjami polityków, którzy nie odkryli jeszcze kart na polach takich, jak zmiany w budżecie, przyszłość OFE, wielkość podatku bankowego, przewalutowanie kredytów hipotecznych w walutach obcych, czy wreszcie podatek transakcyjny. Przy każdej z tych zmiennych można dziś postawić pytanie o wielkość i termin wprowadzenia zmian w prawie, a to oznacza nową dawkę niepewności, która potrawa przynajmniej do expose premiera nowego rządu i zaprzysiężenia nowych ministrów w resortach gospodarczych.

Adam Stańczak