Indeks gruchnął o podłogę, wyznaczając nowe sześcioletnie minimum. Złożył się na to miks czynników globalnych i polskiej polityki. Nie trzeba dodawać, że na tle głównych europejskich indeksów WIG20 wypadł słabo. A na tle węgierskiego BUX, który rósł i znalazł się najwyżej od czterech lat, wręcz fatalnie. Niestety, perspektywy nie są najlepsze. W poniedziałek WIG20 w dół pociągnął KGHM oraz sektor energetyczny i bankowy. Kurs KGHM poleciał w ślad za spadającymi cenami miedzi i srebra, które są najniższe od 2009 r. W to wpisały się jeszcze gasnące nadzieje na likwidację podatku od kopalin, co w kampanii zapowiadali politycy.
Cieniem na notowaniach sektora energetycznego położyła się polityka. Mianowicie obawy związane z zaangażowaniem tego sektora w ratowanie upadających kopalń. Jak również strach przed wydrenowaniem spółek z zysków przez rząd Beaty Szydło, który chce zwiększyć dochody z dywidend.
Humory posiadaczom akcji banków popsuł zaś piątkowy wniosek KNF o upadłość SK Banku, wciąż utrzymujące się obawy o zyski sektora po wprowadzeniu podatku bankowego, jak też strach przed spadkiem zysków wraz z oczekiwaną w przyszłym roku obniżką stóp procentowych w Polsce.
Ten wciąż obserwowany wpływ ryzyka politycznego na sytuację na GPW z czasem będzie systematycznie malał, ale jeszcze przez jakiś okres będzie się utrzymywał. Przynajmniej do dopóty, dopóki nie będzie dość jasno znana przyszłość sektora energetycznego, bankowego, ale też i wydobywczego.
Szybki powrót WIG20 poniżej 2000 pkt., połączony z wyznaczeniem nowego sześcioletniego minimum, jest zdecydowanie podażowym sygnałem. Każe zeszłotygodniowe wzrosty traktować tylko i wyłącznie jako korektę i ruch powrotny do dołków z sierpnia i września. Każe też przygotować się na kontynuację spadków.