Poważne trendy spadkowe rodzą się powoli i składają się z licznych pojedynczych ciosów, z których żaden nie jest śmiertelny, ale sumarycznie prowadzą do kontynuacji nieubłaganych zniżek.

Jednorazowy większy spadek od rodzącej się bessy różni się również tym, że niemalże momentalnie prowadzi do poważnego pogorszenia nastrojów i w konsekwencji ucieczki z rynku najszybszej podaży. To z kolei przygotowuje grunt pod odbicie. Tak było latem minionego roku, kiedy ówczesne chińskie niepokoje wywołały potężną, ale krótkoterminową falę spadkową. Po niej nastąpiła konsolidacja, z której w październiku globalnym indeksom udało się wybić, by miniony rok kończyć niezłą nutą. Z początkiem tego roku niejako powtarzamy ten schemat. Styczniowy spadek wytracił tempo, a na wykresach pojawiła się stabilizacja.

Najważniejszym indeksem pozostaje S&P500, który z początkiem tygodnia testował opór w postaci lokalnego maksimum z końca stycznia. Jego pokonanie prowadziłoby do wyrysowania formacji podwójnego dna z zapowiedzią odrobienia styczniowej przeceny. Tym samym historia zatoczyłaby koło. Jest to kusząca perspektywa, ale w praktyce jedynie dla krótko- bądź średnioterminowych inwestorów. Długoterminowi gracze mogą najwyżej wykorzystać ewentualne zwyżki do redukcji posiadanego portfela akcji. Coraz ciężej znaleźć bowiem argumenty przemawiające za ich atrakcyjnością w dłuższym okresie.

Publikowane wyniki spółek zarówno w USA, jak i Europie nie rozpieszczają. Oczekiwania co do przyszłości są konsekwentnie redukowane, a wyceny wciąż ciężko nazwać atrakcyjnymi. Ponadto główna siła stojąca za wcześniejszymi potężnymi zwyżkami cen akcji, czyli działalności banków centralnych, przestaje być tak pomocna jak wcześniej. Amerykańska Rezerwa Federalna, implementując swoją strategię odejścia od polityki zerowych stóp procentowych, zakończyła erę wieloletniego trendu wzrostu wskaźników wycen. Z kolei jej ostatnio widoczny niespójny przekaz wprowadza dodatkowy zamęt na rynku i podnosi obserwowaną zmienność. Pozostałe istotne banki centralne weszły na bardzo ryzykowną ścieżkę ujemnych stóp procentowych, których negatywne efekty zaczynają się powoli uwidaczniać. Ostatnią deską ratunku pozostają reformy strukturalne, ale patrząc, jak rządy radzą sobie z kryzysem imigracyjnym czy islamskim terroryzmem, można mieć poważne wątpliwości co do ich zdolności radzenia sobie z poważnymi wyzwaniami.