Gdyby indeksowi udało się przedrzeć przez tę techniczną barierę, potencjalnie mógłby to być sygnał końca trendu spadkowego. W alternatywnym wariancie odbicie od oporu mogłoby szybko sprowadzić indeks do dołków.

Warto mieć też w pamięci szerszy kontekst. Opisana rozgrywka toczy się tuż nad 6,5-letnimi minimami. W historii współczesnych emerging markets podobne minima odnotowaliśmy tylko raz – w 1998 r., po całej fali spadkowej wywołanej najpierw przez kryzys azjatycki, a potem będące pochodną taniej ropy i kosztów wojny w Czeczenii bankructwo Rosji Jelcyna. Wówczas był to już kulminacyjny etap wyprzedaży.

Oczywiście tym razem nie mieliśmy (jeszcze?) żadnego spektakularnego kryzysu na miarę tamtych wydarzeń, a niektórzy typują Chiny jako potencjalnego kandydata. Niemniej trzeba pamiętać, że lata 1997–1998 były sytuacją skrajną, a nie normą. Owszem, w porównaniu z tamtym okresem wyceny akcji na EM nie są aż tak niskie, ale w zestawieniu z innymi znaczącymi dołkami koniunktury (2008, 2001) różnica nie jest już znacząca.

Czekamy więc na średnio-terminowe rozstrzygnięcia na rynkach wschodzących, które będą ważne też dla naszego WIG20 z uwagi na utrzymującą się od lat silną korelację.