Poranek maklerów: Niedźwiedzie nieco spuszczają z tonu

Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion zauważa, że formacja odwróconej głowy i ramion na WIG20 nadal dzielnie się broni. Co to oznacza?

Publikacja: 28.06.2016 10:25

Poranek maklerów: Niedźwiedzie nieco spuszczają z tonu

Foto: Fotorzepa/Radek Pasterski

CDM Pekao

Niestety poniedziałek przyniósł kontynuację dominacji podaży na rynkach akcji, zwłaszcza europejskich, początek dnia był optymistyczny i rodził nadzieje na chociażby umiarkowane odreagowanie piątkowych spadków, jednak okazały się one płonne. Na azjatyckich rynkach akcji przeważały wzrosty, a najmocniejszy był rynek japoński, którego główny indeks NIKKEI 225 zwyżkował o 2,4% i był najmocniejszym indeksem na świecie, co jednak w porównaniu do piątkowego spadku o blisko 8% było skromnym odreagowaniem. Jednak w porównaniu z sytuacją na giełdach europejskich i tak Azja wypadła bardzo dobrze. Początek handlu w Europie przyniósł mieszane otwarcia w okolicach piątkowych zamknięć, jednak dosyć szybko podaż przejęła kontrolę nad większością giełd na naszym kontynencie i ceny akcji oraz indeksy giełdowe systematycznie obniżały swoje poziomy. Początkowo wyróżniały się in minus mocno zniżkujące giełdy skandynawskie i krajów bałtyckich, w trakcie dnia do grona outsiderów dołączyły giełdy zachodnioeuropejskie z giełda londyńska na czele. Szeroki indeks giełdy londyńskiej FTSE 250 zniżkował w poniedziałek o 7% po spadku o 7,2% w piątek. Słabo zachowały się giełdy w Mediolanie, Frankfurcie i Paryżu. Wczoraj podobnie jak w piątek w Europie najsłabiej wypadły banki i generalnie sektor finansowy. Na rynku walutowym poniedziałek był zdecydowanie spokojniejszy niż piątek ale tak jak w piątek najsłabszą walutą spośród głównych walut rezerwowych był brytyjski funt, który po początkowych wzrostach osłabił się do USD o 3,2% i znalazł się na poziomie najniższym od 1985 roku. Z kolei najsilniejszą walutą był JPY, co sygnalizowało dalszy systemowy wzrost awersji do ryzyka. Zakończenie dnia na amerykańskich rynkach akcji było jednoznacznie negatywne.

Piotr Kuczyński, DI Xelion

Wall Street musiała w poniedziałek zadecydować, czy opanowuje nerwy i pomaga innym giełdom akcji (szczególnie europejskim, które nadal przeżywały referendum), czy ulega nastrojom płynącym z giełd europejskich.

Rozpoczęliśmy tydzień publikacją wstępnego indeksu PMI (za czerwiec) dla sektora usług w USA. Dane istotne, ale reakcja rynków oczywiście była żadna. Odnotujmy tylko, że indeks wyniósł 51,3 pkt. (oczekiwano, że wzrośnie z 51,3 na 52 pkt.).

Wall Street rozpoczęła sesję niedużym spadkiem indeksów, ale prawie natychmiast, systematycznie zaczęły się one osuwać. Szkodziły nastroje przeniesione z Europy, duży spadek ceny ropy i mocniejsze euro. Chyba najbardziej szkodził po prostu polityczny chaos. Pomysły w Europie mnożyły się jak króliki, a politycy w Wielkiej Brytanii wyglądali na ogłuszonych. Nie pomagało też to, że agencja ratingowa S&P obniżyła rating Wlk. Brytanii do AA z AAA.

Na konferencji Merkel – Hollande – Renzi (Niemcy, Francja, Włochy) poinformowano, że ta trójka nie chce żadnych pre-negocjacji z UK. Wielka Brytania musi złożyć notyfikację o chęci opuszczenia UE i wtedy rozpoczną się dwuletnie negocjacje. Słuszny i ciekawy ruch zmuszający UK do działania, ale taki, który rynkom nie mógł się spodobać.

Po dwóch godzinach indeksy lekko odbiły i zaczęły się stabilizować, ale bykom ani razu nie udało się z sukcesem zredukować strat. Rynek był bardzo słaby, co może dziwić, bo przecież gospodarka USA praktycznie nie zauważy Brexitu. Indeks S&P 500 stracił 1,81%, ale we wtorek rano kontrakty zyskiwały jeden procent, co może (i w końcu powinno) zapowiadać odbicie.

GPW w poniedziałek nawet nie próbowała odbicia. Od początku WIG20 stracił około pół procent i wszedł w godzinny marazm. Potem indeks załamał się i poszedł śladem indeksów na innych giełdach. Najwyraźniej panująca niepewność działała według zasady „when i doubt sell out" (kiedy masz wątpliwości to sprzedawaj). Po pobudce w USA tracił ponad półtora procent. Mocniejsze były małe spółki.

Po tym spadku WIG20 ustabilizował się i rynek czekał na rozpoczęcie sesji na Wall Street. Przed jej rozpoczęciem spadki nawet były redukowane, ale potem amerykańskie nastroje zaszkodziły bykom na GPW i WIG20 stracił kolejne 2,12%. Oczywiście pojawiły się sygnały sprzedaży, ale to może się w każdym momencie zmienić.

Poranne nastroje na rynku kontraktów amerykańskich zapowiadają odbicie i rzeczywiście najwyższy już jest czas, żeby do takiego odbicia doszło. Pewności oczywiście nie ma, bo w sytuacji, kiedy tak wiele jest niewiadomych coś zawsze może zaszkodzić rynkom. Pamiętać jednak trzeba, że nie wszyscy zdążyli sprzedaż podczas piątkowej przeceny, więc odbicie po paru procentach powinno się spotkać z kontrą.

Zachowanie GPW nie odbiegało w poniedziałek od zachowanie innych giełd europejskich. Indeksy od początku sesji spadały, a po niecałej godzinie WIG20 tracił blisko jeden procent. Przed południem nastroje na europejskich giełdach zaczęły się poprawiać, co zahamowało spadki na GPW. Zahamowało, ale indeksów nie podnosiło, a po pobudce w USA zaczęły się nawet obniżać.

Dopiero przed pobudką w USA, kiedy drożała ropa WIG20 powoli ruszył na północ, ale ten kierunek nie utrzymał się. Po rozpoczęciu sesji w USA WIG20 zaczął znowu spadać i tracił już wyraźnie ponad jeden procent, ale dzięki fixingowi zakończył dzień spadkiem jedynie o 0,91%. Cały czas silniejszy był MWIG40 – zakończył dzień spadkiem o 0,21%.

Na tym ostatnim indeksie nadal obowiązują sygnały kupna. Nieco gorzej wygląda to na WIG20, bo oscylatory dały sygnał sprzedaży, ale formacja ORGR, czyli sygnał kupna, nadal dzielnie się broni.

Krystian Brymora, DM BDM

W poniedziałek kurz po „Brexit" nieco opadł, niemniej rynek musiał oddać część intradayowego wzrostu od piątkowych dołków. FW20 stracił ponad 2% i zakończył na 1723 pkt. Jest to naturalne zachowanie jednak byki nie powinny dopuścić do zejścia poniżej 1700 pkt (połowa dużej świecy, lokalny dołek i 62% zniesienia piątkowych wzrostów), a w szczególności poniżej strefy 1662-1651 pkt (dołki ze stycznia i Brexit). W układzie tygodniowym byki wciąż mają szansę na wypracowanie popytowego układu na najbliższe miesiące. Świeczka wysokiej fali z ubiegłego tygodnia w okolicy styczniowych miniów daje spory kapitał. Nie można jej tylko (bądź aż) zmarnować. Również niemiecki DAX jest okolicy ważnego wsparcia. Niewiele, bo ok. 140 pkt (ok. 1,5%) dzieli go od linii hossy z 2009 roku, która już w styczniu'16 (8700 pkt) wybroniła rynek przed głębszymi spadkami. Z kolei S&P500 zamknął się wczoraj na psychologicznych 2000 pkt czyli 38% zniesienia całej fali wzrostowej od lutego'16. Nastroje o poranku są lepsze niż w ostatnich dwóch dniach. Kontrakty na DAX zyskują 1,8%. W kalendarium istotne będą wystąpienia członków zarządu EBC w tym Mario Draghiego (10-10:30 CET). Być może odniosą się do „Brexit".

Remigiusz Lemke, DM mBank

Pierwsza sesja bieżącego tygodnia, mimo sporych nadziei wypadłą pozytywnie dla sprzedających. Obóz podażowy od początku zmagań przeszedł do kontrataku, rozpoczętego w końcówce piątkowego handlu. Równomiernie rozłożona presja giełdowych ursusów sprawiła, że kupujący nie byli wstanie zatrzymać osuwającego się kursu kontraktów terminowych. W efekcie sesja zakończyła się na wysokości 1723, co oznacza blisko -2% stopę zwrotu. Taka postawa mimo, że niezbyt korzystna dla zwolenników koncepcji wzrostowej, nie zmienia w sposób diametralny sytuacji technicznej.

Giełda
Rok cyklu prezydenckiego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Giełda
Mocne przeceny na spółkach gamingowych
Giełda
Skromny sukces podaży
Giełda
Znów spadki na GPW. Św. Mikołaj już rozdał prezenty?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Giełda
Na GPW znów robi się czerwono. Kulą u nogi jest dzisiaj firma LPP
Giełda
GPW czeka na nowy impuls