Patrząc na wykres można odnieść wrażenie, że uczestnicy rynków byli bardziej skupieni na przyjmowaniu końskiej dawki cukru w pączkach niż handlem na rynku. Wrażenie może być jednak mylące, gdyż to pozorny spokój. Każdy ma świadomość, że rynek ma za sobą szybki rajd bez głębszego ruchu wtórnego. Korekty do tej pory były faktycznie przystankami we wzroście. Rynek nie wykonał jeszcze ruchu, który zagroziłby panującemu trendowi. Nie było ruchu, który mógłby zasugerować możliwość zakończenia marszu w górę. Wszelkie obawy o to, że rynek nie będzie już rósł, które czasem widać w inwestorskim narodzie opierają się na przeświadczeniu, że skoro tak mocno wzrosło, to już mocniej nie może. Pierwsze poważniejsze wątpliwości pojawiły się pod poziomem 2000 pkt. i przewijają się do dziś, gdy rynek znajduje się prawie 300 pkt. wyżej. To zupełnie normalna strawa. Paradoks polega bowiem na tym, że gdyby tych wątpliwości i obaw nie było, ten wzrost nie mógłby się pojawić.
Obecnie ceny kontraktów znajdują się w sferze, która potencjalnie może przynajmniej tymczasowo za trzymać wzrost, ale trzeba pamiętać, że wiele wskazuje na to, że nawet jeśli faza słabości się w końcu pojawi, jest bardzo prawdopodobne, że nie potrwa ona zbyt długo, a ceny powrócą do wyznaczania nowych maksimów tendencji. Rynkiem nie interesuje się jeszcze szeroka ulica. Inwestycje na GPW nadal są uważane za przesadnie ryzykowne. Ten klimat to nasze rynkowe wątpliwości ale w skali makro. Gdy one znikną, wzrost będzie się miał ku końcowi.