Od lutego na tych wykresach budowana jest konsekwentnie formacja, która obecnie przypomina tzw. trójkąt zniżkujący. Zgodnie z książkowymi schematami jest to formacja zmiany trendu na spadkowy, przy czym o jej pełnym ukształtowaniu zdecydowałoby dopiero przebicie poziomów wsparcia. Potem S&P 500 mógłby zejść w okolicę 2300 pkt, czyli do poziomu, na jakim poprzednio był ponad rok temu. Na ile można wierzyć w taki scenariusz? Czynnikom ryzyka poświęciliśmy już dużo miejsca w naszych analizach (najważniejszy: przykręcanie kurka z pieniędzmi przez banki centralne, a w szczególności „normalizacja bilansu" Fedu, czyli operacja odwrotna do QE), więc ewentualny przykry rozwój wydarzeń nie byłby wielką niespodzianką. Szczególnie że hossa, zwłaszcza na rynkach rozwiniętych, jest przecież w podeszłym wieku.

Z drugiej strony taki scenariusz absolutnie nie jest przesądzony. Okazuje się, że w łudząco podobnej sytuacji inwestorzy byli już w... 1999 roku. Także wtedy hossa była w podeszłym wieku, a indeksy ugrzęzły w formacjach podobnych do obecnych. Wybicie dołem z trójkąta na jesieni 1999 okazało się „pułapką", bo hossa miała jeszcze potrwać do marca 2000. Reasumując, globalne indeksy ugrzęzły w złowieszczych formacjach. Przykład z końcówki lat 90. pokazuje jednak, że scenariusz zakończenia starzejącej się hossy może być w praktyce bardziej skomplikowany.