Tzw. zyski operacyjne okazały się o 24 proc. większe niż przed rokiem. Jeśli jest to trafny wyznacznik dla wszystkich firm z S&P500, to tempo wzrostu zarobków było największe od... ponad siedmiu lat. Oczywiście duży w tym udział miała reforma podatkowa Trumpa, więc mamy tu do czynienia z pewnym jednorazowym zaburzeniem. Niemniej rynkowe byki wskazują na szybki wzrost zysków jako główny argument za kontynuacją hossy.
A co my sądzimy na ten temat? Zgadzamy się, że bez wzrostu zysków spółek hossa na dłuższą metę jest niemożliwa. Ale czy rosnące zarobki są gwarancją tego, że kursy akcji też będą iść w górę w kolejnych kwartałach? Tutaj sprawa wcale nie jest już taka oczywista. Z naszych obserwacji wynika, że zyski historycznie nie miały zwykle charakteru wyprzedzającego względem S&P 500. Do załamania wyników finansowych dochodziło już po rozpoczęciu rynków niedźwiedzia na Wall Street, zaś w okresie ustanawiania szczytów zyski jeszcze ochoczo rosły. Do tego ponoć byczego argumentu należy więc na krótką metę podchodzić ostrożnie.
Dobra wiadomość jest natomiast taka, że na razie nie widać klasycznych sygnałów nadciągającej recesji w amerykańskiej gospodarce, która mogłaby wykoleić zyski spółek. Krzywa rentowności obligacji ulega stopniowemu spłaszczaniu, ale do jej odwrócenia (sprawdzony sygnał recesji) potrzeba by jeszcze całej serii podwyżek stóp procentowych.