Rentowność dziesięcioletnich papierów skarbowych w USA jest o krok od spadku do marcowego dołka. Jak interpretować tę sytuację? Najpopularniejsza teoria zakłada, że rynek obligacji nie kupuje optymistycznej wizji, w której gospodarki wychodzą z zadyszki. Najdalej posuniętą wersją tej teorii jest założenie, że rozbieżności między rynkami akcji i obligacji muszą się domknąć w ten sposób, że akcje podążą w dół za uznawanymi za mądrzejsze (smarter) obligacjami. Ostatnia korekta na giełdach ma być tego zwiastunem.
Czy taka wizja musi się spełnić? Rzut oka na bardziej długoterminowy kontekst nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Sytuacja rozegrała się według pesymistycznej wersji na przełomie lat 2007/2008, kiedy to sceptyczna postawa rynku obligacji w momencie ustanawiania jesiennego szczytu hossy na giełdzie była trafnym sygnałem nadchodzących problemów. Ale równie dobrze można wskazać lata 2012 i 2016, kiedy dołki na rynkach obligacji były opóźnione względem dołków na giełdach (czyli rentowności obligacji zaczęły potem rosnąć z opóźnieniem) – obligacje nie były już takie „smart".
Ale z tych rozważań można wysnuć jeszcze inną, ponadczasową konkluzję – w portfelu inwestycyjnym warto mieć zarówno akcje, jak i obligacje, bo te klasy aktywów potrafią się uzupełniać/konkurować ze sobą, co na dłuższą metę wychodzi całemu portfelowi na zdrowie. ¶