Dariusz Dadej, analityk Noble Securities
Zarówno pierwsze uderzenie podaży, jak i całkiem imponujące odbicie, rynki prawdopodobnie już mają za sobą i – jak można stwierdzić – za bardzo się nie przejęły. Indeksy amerykańskie były w czwartek już 2–3 proc. powyżej poziomu sprzed epidemii, europejskie 1–2 proc., i tylko najgorzej zachowujące się azjatyckie nie zdążyły odrobić strat, tracąc od 4 do 6 proc. Przy czym S&P 500 i niemiecki DAX zdążyły ustanowić w ramach ostatniego odbicia nowe historyczne rekordy. W przestrzeni publicznej pojawiły się raporty porównujące zachowanie giełd w obliczu podobnych zagrożeń, np. SARS. Epidemia z 2003 r. trwała osiem miesięcy, na 8100 zainfekowanych zmarło 349, a udział gospodarki Chin w globalnym PKB wynosił 8,7 proc. Teraz na podstawie publikowanych danych można stwierdzić, że epidemia trwa mniej niż dwa miesiące, zainfekowanych jest ponad 60 tys., zmarło więcej niż 1300 osób, a udział Chin wynosi 33 proc. Jakkolwiek by patrzeć, dane wyglądają gorzej. Dodatkowo obecnie Państwo Środka zużywa ponad 50 proc. światowej produkcji miedzi, aluminium, niklu i ponad 60 proc. rudy żelaza w porównaniu z ok. 20 proc. przed SARS. A chińskie fabryki wciąż pracują na pół gwizdka i, jak się wydaje, to przerwanie globalnego łańcucha dostaw jest największym ryzykiem. Czy nadchodzi więc czas na drugie uderzenie podaży? Gdyby nastąpiło, może się okazać zakupową okazją.