Wczorajsza sesja na warszawskim parkiecie, mimo tego, że zakończyła się wzrostem indeksu WIG20, wcale nie poprawiła humoru inwestorom. Przede wszystkim skala zwyżek okazała się jedynie symboliczna, a poza tym, WIG20 w ciągu dnia zachowywał się dużo lepiej, a jego słabość na ostatniej prostej może być dodatkowym bólem głowy. Czy jest się czego bać?
Początek wtorkowych notowań przypomina to co na rynku działo się wczoraj. Mamy więc atak byków, który sprawił, że w pierwszych minutach indeks największych spółek rósł o około 0,5 proc. Wspomniane doświadczenia z wczoraj nakazują jednak zachować szczególną czujność.
Inna sprawa, że poranny wynik i tak można uznać za pewien sukces biorąc pod uwagę wczorajszą przecenę na rynku amerykańskim. S&P500 oraz Dow Jones Industrial spadły o około 0,5 proc. Nasdaq zaliczył zjazd o prawie 1,5 proc. Emocje przed zbliżającym się posiedzeniem Rezerwy Federalnej (w środę) sięgają więc zenitu.
Kolor czerwony dominował także podczas azjatyckiej części dnia giełdowego. Szczególnie słabo radził sobie Hang Seng, który spadł prawie 1,5 proc. Nikkei zakończył notowania 0,7 proc. pod kreską.
To pokazuje, że sytuacja na rynkach pozostaje napięta. Ten tydzień zresztą zapowiada się niezwykle emocjonująco. Wszystko za sprawą banków centralnych, gdzie główną rolę będzie grał Fed. To też powoduje, że dzisiejsza sesja na światowych rynkach może upływać pod znakiem wyczekiwania. Jeśli chodzi o kalendarz makro na dzisiaj to jest to przede wszystkim produkcja przemysłowa w Polsce, decyzja dotycząca stóp procentowych na Węgrzech czy też amerykańska inflacja PPI.