Fundusze dłużne, którymi pani zarządza, czyli Rockbridge Obligacji oraz Rockbridge Dłużny, mają obecnie dodatnie stopy zwrotu od początku roku, co daje im miejsca w czołówce rynku. Jaką ma pani strategię na kolejne miesiące?
Jesteśmy dziś w ciekawym momencie rynkowym, gdzie mogą się zrealizować przynajmniej dwa gospodarcze scenariusze – silne, dezinflacyjne hamowania lub przedłużająca się stagflacja. Zacznijmy od tego, że mamy nadal bardzo wysoką inflację przy jednocześnie słabnącym wzroście gospodarczym. Co dalej? Moim zdaniem czeka nas spowolnienie, zarówno globalnie, jak i lokalnie. To spowolnienie, czy nawet recesja, będzie jednak dosyć specyficzne, bardziej widoczne w kategoriach realnych. PKB realnie będzie spadało, tak jak to ma miejsce od dwóch kwartałów w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony nominalnie gospodarka będzie się rozwijać, dlatego rentowności obligacji nie powinny jeszcze istotnie spadać. Inflacja będzie w kolejnych latach uporczywa. Owszem, będzie spadać, ale w moim scenariuszu będzie się stabilizować na poziomach podwyższonych, wyższych niż przed pandemią. Bankom centralnym przez lata będzie trudno osiągnąć cele inflacyjne. Z samych projekcji banków wynika, że część z nich nie zakłada, że te cele będą do osiągnięcia w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej. W związku z tym polityka monetarna będzie musiała dłużej pozostać restrykcyjna. Zakładałabym, że w wielu krajach nie będziemy mieli obniżek stóp procentowych tak szybko, jakbyśmy sobie tego życzyli. Przyczyniać będą się do tego również działania rządów, które starają się zmitygować negatywne odczucia dla konsumenta i spadek jego siły nabywczej. W wielu krajach widzimy podobne działania ochronne, dotyczące cen energii czy różnych dopłat, które mają wygładzić skutki inflacji.
W Polsce jednym z takich pomysłów są wakacje kredytowe. Jaki właściwie mają skutek dla konsumentów?
Pytanie o zachowanie konsumentów wydaje się kluczowe. De facto wakacje kredytowe w tym i przyszłym roku znoszą efekt podwyżek stóp procentowych. W związku z tym należy się zastanowić, czy konsument zrealizuje „nadwyżkę” na konsumpcję, czy może ją odłoży, zaoszczędzi. Ja obawiam się, że różnego rodzaju tarcze będą napędzały inflację i w jakiś sposób utrwalały ją ze względu na to, że gospodarstwa domowe będą chciały sobie zrekompensować spadek siły nabywczej. Słychać zapowiedzi kolejnych miliardów złotych w ramach tzw. tarczy antyinflacyjnej, ostatnio głównie w obszarze cen energii. Jeżeli ekspansywna polityka fiskalna będzie kontynuowana, recesja będzie po prostu łagodna.
Czy to oznacza, że nie dojdzie także do wyraźnego spadku bezrobocia?