Ministerstwo Finansów cały czas pracuje nad rozporządzeniem dotyczącym wprowadzenia limitu opłaty za zarządzanie funduszami, która obciąża ich wyniki. Dziś w przypadku funduszy akcji, w zależności od grupy, średnie wynagrodzenie stałe sięga 3,3–3,5 proc. Jeśli chodzi zaś o fundusze dłużne, wskaźnik ten wynosi średnio 1,4–1,9 proc.
Jedna opłata za drugą
Rzecz w tym, że propozycja zmian dotyczy limitu kosztów zarządzania, a pomija kwestię opłat dystrybucyjnej oraz za wynik (tzw. success fee). Towarzystwa wcale nie ukrywają, że chcąc zrekompensować sobie utratę przychodów z opłat za zarządzanie, będą częściej pobierać opłatę za wynik. Z kolei dystrybutorzy, do których trafia nawet ponad połowa opłaty za zarządzanie, mogą częściej pobierać opłatę za sprzedaż, która już na starcie inwestycji zmniejsza kapitał. Taka forma wynagrodzenia dystrybutorów w Polsce występuje już bardzo rzadko.
Według badania przeprowadzonego przez Izbę Zarządzających Funduszami i Aktywami opłaty dystrybucyjne w ostatnich latach spadały w niemal wszystkich grupach funduszy. Ich poziom zależy też od grupy funduszu. „Opłata dystrybucyjna, która nawet w 100 proc. jest przekazywana dystrybutorom, pozostawała w badanym okresie na stosunkowo niskim poziomie i była równa około 20–25 proc. rocznej opłaty za zarządzanie, podczas gdy kick-back stanowi około 50-60 proc. rocznej opłaty za zarządzanie. Odwrócenie tych proporcji spowoduje, że zamiast długoterminowej relacji klienta z funduszem będzie preferowana przez dystrybutorów dużo częstsza zmiana funduszy, aby generować wyższe wynagrodzenie z tytułu opłaty dystrybucyjnej. Taka sytuacja jest sprzeczna z ideą budowy portfela inwestycyjnego i dbałością o klienta" – czytamy w raporcie IZFiA. Z kolei opłaty za zarządzanie we wszystkich grupach funduszy utrzymywały się na podobnym poziomie. Ministerstwo w uzasadnieniu do propozycji wprowadzenia limitu opłat za zarządzanie zwraca uwagę, że na Zachodzie tego typu opłaty są znacznie niższe niż w Polsce. Chce więc wprowadzić 2-proc. limit.
Szansa dla zagranicy
Model funkcjonowania towarzystw i dystrybutorów na Zachodzie jest zupełnie inny niż w Polsce. – Tam opłaty stałe za zarządzanie są niskie, czyli w niewielkim stopniu obciążają aktywa – tłumaczy Michał Duniec, prezes Analiz Online. Jak dodaje, w Polsce jest możliwość – podobnie jak na Zachodzie – pobierania opłaty dystrybucyjnej. – Teoretycznie może ona sięgać nawet 5 proc., jednak nie wszyscy dystrybutorzy z tego korzystają, choć na Zachodzie robią to częściej niż w Polsce. W praktyce, podobnie jak u nas, maksymalne opłaty dystrybucyjne są rzadko pobierane – zauważa Duniec.
Jak twierdzi, gdyby zostały wprowadzone limity opłat za zarządzanie, to w bankowych sieciach sprzedaży, czyli tam, gdzie w sprzedaży funduszu uczestniczy doradca, opłaty dystrybucyjne lekko mogłyby wzrosnąć. Z kolei internetowe kanały sprzedaży, zgodnie z ideą sprzedaży w formule direct, powinny się przed tym obronić. Duniec zwraca uwagę, że na Zachodzie kapitał w funduszach pracuje znacznie dłużej niż w Polsce, więc korzyści z niskiej opłaty za zarządzanie dla inwestorów są ewidentne. – My z kolei jesteśmy najdroższym rynkiem w Europie i czas na zmiany. Produkty oferowane polskim klientom są mniej efektywne niż na Zachodzie. Nasz rynek kapitałowy potrzebuje bodźców, a atrakcyjność funduszy wzrosłaby, gdyby opłaty za zarządzanie były niższe – analizuje prezes Analiz Online.