Limit nie jest lekiem na całe zło

Już nikt nie ma wątpliwości, że opłaty pobierane za zarządzanie funduszami powinny być niższe. Branża jednak przekonuje, że aby zmiany przyniosły korzyść klientom, obniżki powinny być przemyślane i wprowadzane stopniowo.

Publikacja: 24.10.2018 05:15

Limit nie jest lekiem na całe zło

Foto: AdobeStock

Ministerstwo Finansów cały czas pracuje nad rozporządzeniem dotyczącym wprowadzenia limitu opłaty za zarządzanie funduszami, która obciąża ich wyniki. Dziś w przypadku funduszy akcji, w zależności od grupy, średnie wynagrodzenie stałe sięga 3,3–3,5 proc. Jeśli chodzi zaś o fundusze dłużne, wskaźnik ten wynosi średnio 1,4–1,9 proc.

Jedna opłata za drugą

Rzecz w tym, że propozycja zmian dotyczy limitu kosztów zarządzania, a pomija kwestię opłat dystrybucyjnej oraz za wynik (tzw. success fee). Towarzystwa wcale nie ukrywają, że chcąc zrekompensować sobie utratę przychodów z opłat za zarządzanie, będą częściej pobierać opłatę za wynik. Z kolei dystrybutorzy, do których trafia nawet ponad połowa opłaty za zarządzanie, mogą częściej pobierać opłatę za sprzedaż, która już na starcie inwestycji zmniejsza kapitał. Taka forma wynagrodzenia dystrybutorów w Polsce występuje już bardzo rzadko.

Według badania przeprowadzonego przez Izbę Zarządzających Funduszami i Aktywami opłaty dystrybucyjne w ostatnich latach spadały w niemal wszystkich grupach funduszy. Ich poziom zależy też od grupy funduszu. „Opłata dystrybucyjna, która nawet w 100 proc. jest przekazywana dystrybutorom, pozostawała w badanym okresie na stosunkowo niskim poziomie i była równa około 20–25 proc. rocznej opłaty za zarządzanie, podczas gdy kick-back stanowi około 50-60 proc. rocznej opłaty za zarządzanie. Odwrócenie tych proporcji spowoduje, że zamiast długoterminowej relacji klienta z funduszem będzie preferowana przez dystrybutorów dużo częstsza zmiana funduszy, aby generować wyższe wynagrodzenie z tytułu opłaty dystrybucyjnej. Taka sytuacja jest sprzeczna z ideą budowy portfela inwestycyjnego i dbałością o klienta" – czytamy w raporcie IZFiA. Z kolei opłaty za zarządzanie we wszystkich grupach funduszy utrzymywały się na podobnym poziomie. Ministerstwo w uzasadnieniu do propozycji wprowadzenia limitu opłat za zarządzanie zwraca uwagę, że na Zachodzie tego typu opłaty są znacznie niższe niż w Polsce. Chce więc wprowadzić 2-proc. limit.

Szansa dla zagranicy

Model funkcjonowania towarzystw i dystrybutorów na Zachodzie jest zupełnie inny niż w Polsce. – Tam opłaty stałe za zarządzanie są niskie, czyli w niewielkim stopniu obciążają aktywa – tłumaczy Michał Duniec, prezes Analiz Online. Jak dodaje, w Polsce jest możliwość – podobnie jak na Zachodzie – pobierania opłaty dystrybucyjnej. – Teoretycznie może ona sięgać nawet 5 proc., jednak nie wszyscy dystrybutorzy z tego korzystają, choć na Zachodzie robią to częściej niż w Polsce. W praktyce, podobnie jak u nas, maksymalne opłaty dystrybucyjne są rzadko pobierane – zauważa Duniec.

Jak twierdzi, gdyby zostały wprowadzone limity opłat za zarządzanie, to w bankowych sieciach sprzedaży, czyli tam, gdzie w sprzedaży funduszu uczestniczy doradca, opłaty dystrybucyjne lekko mogłyby wzrosnąć. Z kolei internetowe kanały sprzedaży, zgodnie z ideą sprzedaży w formule direct, powinny się przed tym obronić. Duniec zwraca uwagę, że na Zachodzie kapitał w funduszach pracuje znacznie dłużej niż w Polsce, więc korzyści z niskiej opłaty za zarządzanie dla inwestorów są ewidentne. – My z kolei jesteśmy najdroższym rynkiem w Europie i czas na zmiany. Produkty oferowane polskim klientom są mniej efektywne niż na Zachodzie. Nasz rynek kapitałowy potrzebuje bodźców, a atrakcyjność funduszy wzrosłaby, gdyby opłaty za zarządzanie były niższe – analizuje prezes Analiz Online.

W Polsce ukształtował się jednak system dystrybucji, w którym kluczową rolę odgrywają duzi dystrybutorzy, czyli banki, które dyktują warunki. – Dlatego uważam, że sam limit opłat nie rozwiąże problemów naszego rynku, choć to istotny element – twierdzi. Według Duńca ważniejsze jest, by opłaty były zróżnicowane w ramach grup funduszy. Jeden limit na wszystko powoduje, że tylko w 55 proc. funduszy detalicznych opłata zostanie obniżona. Z szacunków Analiz wynika zaś, że wystarczy, by aktywa funduszy detalicznych wzrosły do 205 mld zł, czyli o około 30 proc., by przychody z aktywów były takie same jak przed zmianami. – W rozłożeniu na cztery lata taką zmianę rynek na pewno jest w stanie unieść –  przewiduje Duniec. Chodzi o to, by niższe opłaty dotyczyły np. funduszy dłużnych – dziś są takie, które pobierają ponad 1 proc. rocznie, podczas gdy rentowność netto takiego produktu na poziomie 2,5 proc. jest już świetnym wynikiem w dzisiejszych warunkach.

Zdaniem Duńca wysokość opłat jest jednak bardziej zależna od dystrybutorów, a nie TFI. – To dystrybutorzy nie są skorzy do tego, by te opłaty spadały. I kółko się zamyka – twierdzi. – W rządowej propozycji brakuje dwóch rzeczy: zróżnicowania opłat między segmentami funduszy oraz rozwiązania problemu opłaty zmiennej. Brak regulacji w tym zakresie spowoduje, że będzie dochodzić do nadużyć – ocenia prezes Analiz Online.

Wprowadzenie w Polsce podobnych rozwiązań jak na Zachodzie może zwiększyć popularność zagranicznych firm inwestycyjnych. – Propozycja wprowadzenia niskiego limitu opłat za zarządzanie to szansa na większą dywersyfikację portfela polskiego inwestora – uważa Beata Idem, szefowa Schroders Investment Management w Polsce.

Fundusze inwestycyjne
Za wyższe zyski trzeba więcej zapłacić. TFI podniosły stawki
Fundusze inwestycyjne
Złoto w trendzie bocznym, a fundusze biją rekordy
Fundusze inwestycyjne
Zakupy TFI na GPW jeszcze wzrosły, ale tylko dzięki PPK
Fundusze inwestycyjne
Quercus wart tyle co trzy Skarbce
Fundusze inwestycyjne
Fortuna płynie do funduszy inwestycyjnych
Fundusze inwestycyjne
Quercus z zyskiem powyżej oczekiwań BM Pekao