Skromna grupa funduszy złota znów przypomniała o sobie – stopy zwrotu za ostatni miesiąc zbliżają się do około 10 proc.
Podwójny dołek
Zarówno fani analizy technicznej, jak i fundamentalnej w ostatnim czasie przypatrywali się złotu. W marcu dwukrotnie kruszec testował poziom około 1680 dolarów za uncję, natomiast ostatnie tygodnie przyniosły już solidne zwyżki. W kwietniu złoto w dolarach ma już za sobą 4,3 proc. zwyżki.
– Słabość notowań złota widoczna w I kwartale była związana z dwoma czynnikami, które od lat zaliczane są do głównych sił kierujących trendami na cenach złotego kruszcu. Mieliśmy do czynienia zarówno ze wzrostem wartości dolara amerykańskiego względem większości walut (od juana, przez złotego po euro), jak i – co nawet istotniejsze – ze wzrostem realnej rentowności długoterminowych obligacji skarbowych, szczególnie w USA – analizuje Jarosław Niedzielewski, główny strateg Investors TFI.
– W kwietniu oba te czynniki wpłynęły pozytywnie na notowania złota – dolar wyraźnie osłabł, a rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych spadła z 1,75 proc. do 1,58 proc., przy niezmienionych prognozach inflacyjnych. W kolejnych tygodniach tendencja ta może być kontynuowana, a przynajmniej nic nie wskazuje, żeby mogła ulec nagłemu odwróceniu – dodaje Niedzielewski.
Jak tłumaczy Łukasz Majkowski, analityk Esaliens TFI, inwestorzy liczyli, że w związku z rosnącą inflacją i wzrostem rentowności obligacji pojawi się presja podwyżek stóp procentowych. – Według mnie te nadzieje są w perspektywie najbliższych kwartałów złudne, biorąc pod uwagę obecną skalę zadłużenia rządów i kolosalnie rozdmuchane bilanse banków centralnych. W najbliższych kwartałach, a być może i latach, będziemy funkcjonować w otoczeniu ujemnych realnych stóp procentowych, co powinno być korzystne dla złota – twierdzi. Zwraca także uwagę na nowe zagrożenia geopolityczne.