Już jako uczeń drugiej klasy szkoły średniej wyjeżdżałem „w celach turystycznych” do Czechosłowacji, na Węgry, do Rumunii i Bułgarii. Zorganizowanie takiego przedsięwzięcia było skomplikowane. Otrzymanie paszportu, książeczki walutowej ze wstęplowaną wymianą na każdy z tych krajów nie należały do czynności standardowych i łatwych – opowiada o początkach swojej przygody z biznesem Marian Owerko.
Dodaje, że po przejściu „bariery formalnej” została do wykonania część „turystyczno-krajoznawcza”. – Czyli należało kupić lub też używając innego słowa, które do chwili obecnej jest dla mnie synonimem najgorszych czasów, załatwić towar na wymianę – mówi.
Wspomina ze śmiechem, że przy organizacji pierwszych wyjazdów musiał troszkę oszukiwać rodziców. – Już ich za to przeprosiłem. By uzyskać ich zgodę, mówiłem, że jadę na obóz, a moi koledzy mieli zadanie, aby wysłać pocztówkę z Mazur. Ja w tym czasie handlowałem w pociągu i na bazarach – opowiada.Inwestor prowadził też jednoosobowe biuro turystyczne organizujące wycieczki klasowe.
[srodtytul]Biznes wystartował w kawalerce[/srodtytul]
W 1991 roku, wraz z Arturem Ungierem (obecnie wiceprezesem Bakallandu) oraz Jarkiem Nikołajukiem, Owerko założył spółkę Uno Tradex. Na początku zajmowała się ona świeżymi owocami, a po sześciu miesiącach rozszerzyła asortyment o bakalie. – Jako trzej studenci Szkoły Głównej Handlowej rozpoczęliśmy produkcję w 37-metrowej kawalerce na warszawskiej Ochocie – wspomina Owerko.