Tak jak przewidywał „Parkiet”, kurs odniesienia dla akcji dewelopera, którego debiutu na GPW nie poprzedziła oferta akcji, ustalono na 24 zł. Pod koniec sesji za papiery płacono nawet 49,9 zł (po tej cenie kupiono zaledwie dziesięć walorów). Dzięki tej transakcji kapitalizacja CPD na koniec debiutanckiej sesji wyniosła 1,7 mld zł.
Dlaczego CPD weszło na GPW bez przeprowadzenia oferty akcji? Prezes Andrew Shepherd tłumaczy „Parkietowi”, że spółka nie cierpi na brak kapitału. – Nie mamy problemu z finansowaniem obecnie prowadzonych projektów. Zanim zaoferujemy nowe akcje, chcemy – już jako spółka publiczna – dać się poznać giełdowym inwestorom, w tym instytucjom, z jak najlepszej strony. Liczymy, że będąc już na GPW, będziemy w przyszłości w stanie pozyskać kapitał na lepszych warunkach – mówi. Dodaje, że jeśli w przyszłym roku sytuacja na rynku kapitałowym będzie lepsza niż obecnie, a dodatkowo w kręgu zainteresowań spółki pojawią się ciekawe projekty, CPD może wyemitować nowe akcje w 2011 r.
Prezes CPD, pytany o plany większościowych akcjonariuszy dewelopera wobec spółki, ocenia, że większa część z nich traktuje inwestycję w spółkę długoterminowo. – W gronie naszych akcjonariuszy są fundusze hedgingowe (w tym nowojorski QVT Fund – red.). Docierają do mnie sygnały, że niektóre z nich byłyby skłonne sprzedać część lub całość posiadanych akcji polskim funduszom – informuje Shepperd.
W 2011 r. deweloper chce ruszyć z dwoma projektami w Warszawie. W I kwartale ma wystartować budowa biurowca na Mokotowie. W przyszłym roku może rozpocząć się I etap prac przy sztandarowym projekcie CPD – osiedlu mieszkaniowym w stołecznym Ursusie. – Liczę, że w I połowie 2011 r. uzyskamy pozwolenie na budowę – mówi prezes.
CPD zamierza na gruntach należących dawniej do producenta ciągników Ursus postawić w sumie ponad 11 tys. mieszkań. Przychody z ich sprzedaży mogą wynieść 2,5 – 3,5 mld zł.