W przypadku zestawienia największych spółek pisaliśmy o tym, że czołowe pozycje zajęły tym razem firmy nadrabiające wcześniejsze zaległości wobec rynku. W kolejnej pod względem wielkości kapitalizacji grupie przedsiębiorstw takiej prawidłowości już nie widać. Bezapelacyjnie zwycięzcą okazał się Synthos, który triumfował już w poprzednich edycjach naszych rankingów. Stopa zwrotu wynosząca aż 66,1 proc. w świetnym stylu przedłużyła świetną passę, jaką akcje chemicznej spółki cieszą się od samego początku hossy w 2009 r.
Synthos znów triumfował
Papiery producenta kauczuku są wdzięcznym polem do działania dla analityków technicznych, bo trend zwyżkowy wykazuje się tu zaskakującą uporczywością, a korekty okazują się w miarę łagodne i krótkotrwałe. Tutaj jak w przypadku rzadko której spółki sprawdza się przyświecające analizie technicznej zalecenie, by trzymać się trendu oraz „pozwolić rosnąć zyskom". Na kontynuację tendencji zdaje się nie mieć żadnego wpływu to, o ile notowania urosły już wcześniej. Czy na początku 2009 r. – kiedy akcje Synthosu kosztowały 0,44 zł – ktoś mógł przypuszczać, że po roku będą wyceniane na 1,16 zł, po dwóch latach na 3,07 zł, a w połowie 2011 r. na 5,10 zł? Przypomina się zalecenie słynnego zarządzającego funduszem Magellan Petera Lyncha, który mówił, że sukces całego portfela inwestycyjnego zależy od nielicznych liderów, których akcje potrafią urosnąć dziesięciokrotnie, a nawet więcej, dlatego nie należy się nastawiać na szybkie realizowanie zysków.
Dalsze losy Synthosu są uzależnione od pomyślności światowej gospodarki, m.in. azjatyckiej, gdzie utrzymuje się popyt na produkty chemiczne. Można przypuszczać, że ewentualne załamanie koniunktury zapewne mocno odbiłoby się na wycenie kontrolowanej przez Michała Sołowowa spółce. Dla przypomnienia – w czasie bessy rozpoczętej w połowie 2007 r. papiery Synthosu potaniały o prawie 90 proc. Ktoś, kto nie zdoła rozpoznać różnicy między zwykłą korektą a załamaniem trendu, będzie musiał się liczyć z dotkliwymi konsekwencjami.
Nawozy na topie dzięki Azji
Sprzyjająca koniunktura na rynkach surowców chemicznych sprawiła, że tuż za Synthosem w naszym zestawieniu znalazły się Puławy. Akcje wytwórcy nawozów podrożały o ponad 40 proc. Spora część tego skoku w górę miała miejsce w ciągu zaledwie dwóch dni stycznia, kiedy moda na chemiczne spółki sięgała zenitu, w czym pomógł optymistyczny raport analityków Domu Maklerskiego BZ WBK. Tak entuzjastyczne reakcje inwestorów miały głębokie uzasadnienie fundamentalne. Jak się później (w maju) okazało, w I kwartale Puławy zarobiły pięć razy więcej niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Podobnie jak w przypadku Synthosa, kondycja firmy jest mocno uzależniona od popytu w Azji. To sprawia, że dla akcjonariuszy Puław nie są obojętne kwestie takie chociażby jak podwyżki stóp procentowych w Chinach i Indiach.
Na trzeciej pozycji rankingu uplasowała się firma z zupełnie innej branży – dostawca sprzętu dla górnictwa, Famur. Sektor inny, ale w istocie pod względem ekonomicznym podobny do chemii. Owo podobieństwo polega na związkach z koniunkturą na światowym rynku surowcowym. Panująca tam hossa przełożyła się na wyraźną poprawę wyników finansowych Famuru – przykładowo w I kwartale br. zysk netto skoczył o ponad 90 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2010 r. Wartość eksportu powiększyła się z kolei aż o 151 proc. Kurs akcji rósł systematycznie zwłaszcza w I kwartale, czemu towarzyszyły zachęcające rekomendacje ze strony analityków. Te zjawiska stawiają Famur, podobnie jak omówione wcześniej firmy chemiczne, w gronie przedsiębiorstw cyklicznych, wrażliwych szczególnie na koniunkturę na światowych rynkach. Ze względu na duży udział eksportu Famur jest też czuły na wahania kursu złotego.