Jakie są pana oczekiwania w odniesieniu do perspektyw polskiego rynku nieruchomości handlowych?
W ostatnich kwartałach był on stabilny w związku z dodatnim eksportem oraz silnym rynkiem wewnętrznym. Polska gospodarka jest szóstą gospodarką w Europie, która dodatkowo ma dość wysoki popyt konsumpcyjny. Dlatego jest tak ciekawym rynkiem dla inwestorów z tej branży. W odniesieniu do perspektyw na przyszłość trzeba być jednak ostrożnym. Nie można być zbytnim optymistą, gdyż dostrzegamy spadek konsumpcji. Jej wartość w ujęciu brutto ciągle rośnie, ale dzieje się tak jedynie za sprawą inflacji oraz zmian kursów walutowych. Jeśli spojrzy się na jej wartości w ujęciu netto, to widać, że powoli zaczyna ona spadać.
Co to oznacza dla firm działających na rynku nieruchomości handlowych?
Firmy będą musiały dostosować się do zmieniających się warunków rynkowych. W niektórych miejscach widoczna jest nadpodaż powierzchni handlowych, dlatego niezbędne będą zmiany. Niektóre centra na tym stracą, inne zyskają. Spodziewamy się, że w ciągu najbliższych 12–20 miesięcy nastąpią znaczące zmiany, przy czym większego znaczenia nie będzie tu odgrywała geografia. Zmiany będą przebiegać pod hasłem specjalizacji. Dziś nie ma bowiem popytu na powierzchnie handlowe zlokalizowane w pobliżu już istniejących. Dlatego niektóre centra będą musiały pozycjonować się inaczej. Zmiany wymusi też zmiana podejścia najemców. Część firm będzie musiała optymalizować swoją sieć sklepów, bo nie muszą być obecne wszędzie. Wpływ na sytuację centrów handlowych ma też oczywiście Internet. Polski rynek jest jednak na takim etapie rozwoju, że konsumenci nadal będą kupować przede wszystkim w sklepach. Spodziewam się pewnej korekty na rynku nieruchomości handlowych, ale będzie ona mniejsza niż na Zachodzie, gdyż popyt konsumpcyjny w Polsce wciąż jest dość silny.
Na czym miałaby polegać specjalizacja, o której pan wspomniał?