Inwestorzy znów zaczynają stronić od handlu na GPW

Czerwiec jest na razie najsłabszym miesiącem pod względem obrotów na rynku akcji. Trudno oczekiwać, aby miało się to nagle zmienić. Aktywności inwestorów nie sprzyja otoczenie, a lada moment zaczną się wakacje, które też nie będą zachęcały do obracania akcjami.

Publikacja: 19.06.2022 21:00

Inwestorzy znów zaczynają stronić od handlu na GPW

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. Od momentu wybuchu pandemii średnie dzienne obroty na głównym rynku akcji przekraczały praktycznie w każdym miesiącu 1 mld zł. Dla naszego rynku początkowo było to coś niezwykłego. Świeżo w pamięci były bowiem lata, w których osiągnięcie 900 mln zł średniego obrotu było już traktowane jako naprawdę dobry wynik. Tak jak jednak zostało to wspomniane na początku: do dobrego łatwo się przyzwyczaić. Pandemiczny ponad 1 mld zł po pewnym czasie zaczął być traktowany jako nowy standard. Upadek z tego konia może być naprawdę bolesny. Pierwsze oznaki gasnącego zainteresowania handlem widoczne były już w maju. Czerwiec jest już powrotem starych demonów, a przecież wchodzimy dodatkowo w okres wakacyjny, który statystycznie charakteryzuje się mniejszą aktywnością inwestorów.

Oznaki słabości

Tegoroczne statystyki, na razie jeszcze, robią dobre wrażenie. Po pięciu miesiącach średni dzienny obrót akcjami na GPW wynosił 1,4 mld zł. Bardzo dużo do tego dołożył marzec z wynikiem 1,9 mld zł (co w ogóle jest rekordem w historii GPW). Wtedy jednak byliśmy świeżo po wybuchu wojny w Ukrainie, a na rynku znów mieliśmy do czynienia z ponadprzeciętną zmiennością. W kwietniu jednak wartość średnich dziennych obrotów spadła do 1,2 mld zł. W maju udało się jeszcze przebić 1 mld zł. Było to 1,15 mld zł. W czerwcu będzie z tym już jednak duży problem. Na razie mamy średnie dzienne obroty nieprzekraczające 800 mln zł (stan po sesji 15 czerwca).

Czytaj więcej

Zagraniczne bogactwo wyboru. Inwestorzy indywidualni mają w czym wybierać

Rynek giełdowy utracił w ostatnim czasie swój blask. Zarabianie na nim stało się wyjątkowo trudne. Inflacja i podwyżki stóp procentowych powodują, że na światowych rynkach dominuje w ostatnim czasie kolor czerwony. Trend ten nie ominął również Warszawy. WIG20 od początku roku stracił ponad 25 proc., a w samym czerwcu jest około 7 proc. na minusie. Mówiąc krótko: czas łatwego zarabiania, z którym tak naprawdę mieliśmy do czynienia w drugiej połowie 2020 r. i w 2021 r., dobiegł końca.

– Zgadzam się z tezą, że zmiana paradygmatu rynkowego z trybu „nieprzerwana hossa i tani pieniądz" na okres „zacieśnienia monetarnego i wysokiej wolatylności" wymusza częstą i świadomą przebudowę portfela instrumentów finansowych. Niewykluczone, że część aktywności na rynku osłabła, ponieważ dotychczas mieliśmy do czynienia z inwestorami, którzy świetnie sobie radzili w fazie rynku rosnącego, opierając się głównie na alokacji top-down. Strategia w czasie dekoniunktury powinna być w większym stopniu oparta na czynniku selekcji bottom-up niż alokacji oraz uwzględniać instrumenty służące jako reduktory zmienności – mówił ostatnio na łamach „Parkietu" Jerzy Nikorowski, dyrektor BM BNP Paribas.

GG Parkiet

Tak jak to zostało już wspomniane, spadek aktywności inwestorów szczególnie widać w czerwcu. W tym miesiącu mieliśmy już sesję z wynikiem 500 mln zł obrotu, co zdecydowanie nie przynosi chwały rynkowi, a wręcz przeciwnie. Ani razu do tej pory (stan na 15 czerwca) nie został złamany poziom 1 mld zł.

– Poza tąpnięciami spadkowy rynek nie służy większym obrotom. Wyjątkiem są duże negatywne zaskoczenia, nazywane czarnymi łabędziami, które implikują skokowy wzrost wartości obrotów. W średnim terminie trwająca wojna w Ukrainie, w tym nadal presja na wzrost notowań ropy naftowej, gazu naturalnego czy płodów rolnych, będzie wywierała nacisk na inflację, banki centralne w zakresie podnoszenia stóp, wzrostu rentowności obligacji i rosnącego ryzyka stagflacji, co ostatecznie jest wymagającym środowiskiem inwestycyjnym pod względem wartości obrotów – mówi Sobiesław Kozłowski, dyrektor w Noble Securities.

Brak wiary w poprawę

Eksperci są zgodni, że powodów do optymizmu w tej chwili nie ma zbyt wielu. Czerwcowe statystyki to nie jest raczej wypadek przy pracy, lecz powrót do rzeczywistości, którą znaliśmy jeszcze przed wybuchem pandemii.

– Lokalni inwestorzy instytucjonalni mierzą się z odpływami. W dyskusjach z funduszami dominują tematy globalnych perspektyw makroekonomicznych, a przede wszystkim czynniki wpływające na stopy procentowe. Mniejsza uwaga jest przykładana do spółek, co obrotom nie sprzyja – mówi Kamil Stolarski, kierownik zespołu analiz giełdowych w Santander BM. – Jesteśmy też pesymistami, jeżeli chodzi o potencjalne zainteresowanie naszym rynkiem ze strony zagranicznych inwestorów. Zniechęca ich wojna za naszą granicą oraz nadchodzące wybory – dodaje Stolarski.

Czytaj więcej

Giełda nie musi się kojarzyć z produktami wysokiego ryzyka

Do tego dochodzi jeszcze mniejsze zainteresowanie rynkiem wśród inwestorów indywidualnych. Ci dzisiaj muszą się naprawdę dobrze natrudzić, by osiągnąć satysfakcjonujące stopy zwrotu. Zamiast natomiast walczyć z trudnym rynkiem, można postawić na coraz lepiej oprocentowane lokaty bankowe czy też obligacje skarbowe. Co prawda one wciąż raczej nie są w stanie pobić inflacji, przez co nadal w rzeczywistości się traci, ale na giełdzie dzisiaj łatwiej stracić podwójnie niż pobić inflację.

– Inwestorzy detaliczni najpewniej wrócą dopiero, jak bessa przerodzi się w hossę. Zakładamy, że nastroje rynkowe mają większe znaczenie niż sezonowość. Sam okres wakacyjny powinien mieć mniejszy wpływ. Dobrym przykładem były wakacje dwa lata temu, gdy hossa pomagała bić rekordy obrotów – mówi Stolarski.

Prawdziwy test przyjdzie po wakacjach

Przywołanie okresu wakacyjnego nie jest przypadkowe. Patrząc historycznie, to lipiec, a przede wszystkim sierpień są miesiącami z najmniejszą aktywnością inwestorów. W czasach pandemii co prawda w lipcu handel kręcił się w najlepsze i średnie dzienne obroty przebiły 1 mld zł, jednak już w sierpniu wynik ten spadł do 827 mln zł. W ubiegłym roku słabszy był zarówno lipiec, jak i sierpień. W pierwszym z tych miesięcy zanotowaliśmy wynik rzędu 842 mln zł, zaś w drugim 804 mln zł. Warto jednak też zwrócić uwagę, że spadające obroty w okresie wakacyjnym wcale nie są lokalną przypadłością. Inne rynki również muszą mierzyć się z tym wyzwaniem. – W zasadzie co roku w okresie wakacyjnym mamy niższe obroty i raczej nie ma co oczekiwać, że teraz odejdziemy od tej reguły. Niestety, okres wakacyjny ma to do siebie, że inwestorzy myślami są gdzieś indziej niż na rynku. Jeżeli więc nie wydarzy się nic takiego, co mocno przyciągnie uwagę i napędzi obroty, to trzeba się liczyć z tym, że przez dwa miesiące będziemy mieli mniejszą aktywność inwestorów. Otwarte jest pytanie, jak bardzo ona spadnie – mówił ostatnio w Parkiet TV Emil Łobodziński, doradca inwestycyjny w BM PKO BP.

Czy więc musimy się nastawić na zbliżający się marazm na warszawskim parkiecie?

– Najbardziej prawdopodobny scenariusz w najbliższej przyszłości to ugruntowanie wolumenów na umiarkowanych poziomach, zbliżonych do obserwowanych obecnie. Letni okres wakacyjny ma oczywiście zawsze nieco negatywny wpływ na wolumeny handlu, ale efekt sezonowy nie jest wyjątkowo silny, w zasadzie historycznie dotyczy w głównej mierze sierpnia. Rynek klienta instytucjonalnego wydaje się być stabilny – odpływy aktywów dotyczyły przede wszystkim portfeli dłużnych i obserwujemy ich wygaszenie, natomiast w portfelach z komponentem akcyjnym saldo oscyluje wokół neutralnego. Ograniczeniu może ulec zaangażowanie rynkowe klientów detalicznych, których istotna część kieruje obecnie swoje zainteresowanie w większym stopniu w kierunku atrakcyjnie oprocentowanych lokat. Z drugiej strony można spodziewać się kolejnych epizodów zmienności związanych z kwestią stóp procentowych czy geopolityki, a to każdorazowo będzie aktywizować inwestorów o bardziej spekulacyjnym podejściu do rynku – mówi Piotr Świecik, dyrektor w BM Pekao.

Na razie nie pozostaje nic innego, jak bacznie obserwować sytuację. W lipcu, a przede wszystkim w sierpniu, spadek obrotów wydaje się być nieunikniony. Dopiero po okresie wakacyjnym będziemy mogli bardziej precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, czy spadek aktywności inwestorów to tylko chwilowy trend, czy jednak powrót do strukturalnych problemów, z którymi mierzyliśmy się przez długie lata. Z drugiej strony w obecnych czasach nie można wykluczyć, że znów wydarzy się coś nadzwyczajnego, co sprawi, że handel na warszawskiej giełdzie stanie się atrakcyjny zarówno z perspektywy inwestorów zagranicznych, jak i klientów indywidualnych.

NewConnect swoje pięć minut ma już za sobą. Spada główny indeks i aktywność graczy.

O ile spadające obroty na głównym rynku akcji są stosunkowo świeżym problemem, o tyle na NewConnect cofnięcie w tym zakresie widoczne było już wcześniej. Dodatkowo jest ono bardzo mocne. Handel na małej giełdzie znowu bowiem zaczyna zamierać.

1,4 mld zł

wynosiły po pięciu miesiącach tego roku obroty na rynku NewConnect. W rekordowym 2020 r. osiągnęły prawie 15 mld zł.

NewConnect przeżył prawdziwe zmartwychwstanie po wybuchu pandemii. Aktywność inwestorów na tym rynku skoczyła gwałtownie, co było doskonale widać w statystykach za 2020 r. Wtedy to łączne obroty na „małej giełdzie" zbliżyły się do 15 mld zł. Powiedzieć, że jest to znacząca poprawa, to w sumie jakby nic nie powiedzieć. Wcześniej w żadnym roku łączne obroty nie przekroczyły 2 mld zł. Aż tak dobrych osiągnięć jak w 2020 r. nie udało się długo utrzymać. Już w 2021 r. aktywność inwestorów zaczęła spadać. Łączne obroty wyniosły wtedy nieco ponad 6 mld zł. Co prawda jest to drugi najlepszy wynik w historii, jednak jeśli porównamy to z 2020 r. to nie da się nie zauważyć, że mieliśmy do czynienia z dość dużym cofnięciem. Eksperci zachowywali wtedy jeszcze spokój. Problem jednak w tym, że w 2022 r. będziemy prawdopodobnie obserwowali kolejny spadek aktywności inwestorów. Po pięciu miesiącach obroty na rynku to nieco ponad 1,4 mld zł. Uczciwie trzeba też jednak zauważyć, że w tym roku będziemy zapewne mieli wciąż lepszy wynik niż w latach sprzed wybuchu pandemii.

24 proc.

– o tyle spadł od początku tego roku NCIndex. W ubiegłym roku wskaźnik stracił natomiast ponad 21 proc.

Jakie są powody spadku aktywności inwestorów? Tutaj też nie zachęcają stopy zwrotu. W 2020 r. NCIndex zyskał na wartości ponad 100 proc., co siłą rzeczy musiało zostać dostrzeżone przez inwestorów. W 2021 r. część tych zysków została zabrana. Indeks „małej giełdy" spadł o ponad 21 proc. W tym roku trend spadkowy jest kontynuowany. Wskaźnik stracił na wartości już prawie 24 proc. Jeśli przecena się pogłębi, to cała covidowa hossa pójdzie w zapomnienie.

Życia inwestorom i rynkowi NewConnect nie ułatwiają też spółki, które pojawiają się na parkiecie. Większość firm, które debiutowały podczas pierwszej sesji, musiały się liczyć z mocnymi spadkami i cenami wyraźnie poniżej tych ustalonych w trakcie oferty. W końcu trzeba pamiętać, że rynek NewConnect to wciąż głównie domena inwestorów indywidualnych. Odpowiadają oni za około 90 proc. obrotów na „małej giełdzie". Ci natomiast w ostatnim czasie są wyraźnie w odwrocie, a trend ten zaczął się przenosić również na główny parkiet.

Finanse
Trudny spadek po GNB
Finanse
Roszady w rejestrze shortów
Finanse
ZBP: Kredyt „Mieszkanie na start” wcale nie taki atrakcyjny
Finanse
Sławomir Panasiuk zamienia KDPW na GPW
Finanse
WIG20 obchodzi 30 urodziny. W ostatnich latach przeżywał prawdziwą huśtawkę nastrojów
Finanse
Szansa na małą dywersyfikację oszczędności emerytalnych