W maju rząd pokazał projekt ustawy, która ma rozwiązać problem OFE. Zgodnie z tą koncepcją pieniądze zgromadzone w otwartych funduszach emerytalnych, czyli 162 mld zł, zostaną przeniesione na prywatne indywidualne konta emerytalne członków OFE lub do ZUS. Domyślnie będą trafiać na IKE, jeśli jednak członek OFE złoży specjalną deklarację, trafią do ZUS. Tak czy inaczej po osiągnięciu wieku emerytalnego będą wypłacone, powiększą emeryturę ich posiadacza. Średnio na każdego członka OFE przypada dziś niemal 10 tys. zł oszczędności.
– To będzie swoista prywatyzacja pieniędzy zgromadzonych w OFE. Oddamy te pieniądze Polakom – reklamował projekt ustawy premier Mateusz Morawiecki.
OFE pomogą w wyborach?
– I tu jest pies pogrzebany – mówią nasi informatorzy. – Szybkie zakończenie prac nad nowymi przepisami i mówienie: „Patrzcie, oddaliśmy wam pieniądze z OFE", ma pomóc PiS w wyborach – tłumaczą. O tym, że prace nad projektem idą szybko, mówi nam Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. – Z końcem czerwca zakończyły się szerokie konsultacje społeczne zmian w OFE. O ile mi wiadomo, Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju bardzo sprawnie przygotowuje obecnie finalny projekt ustawy do przejęcia przez rząd – mówi Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. – Z rozmów z partnerami społecznymi w Radzie Dialogu Społecznego oraz debaty publicznej wynika, że uwag nie ma dużo i nikt też nie przedstawił lepszego wariantu zmian w OFE niż zaproponowany przez premiera – dodaje.
Mówi też, że większych zastrzeżeń do projektu ustawy nie zgłaszali członkowie Rady Dialogu Społecznego. – Jestem przekonany, że partnerzy społeczni rozumieją potrzebę uporządkowania systemu w oparciu o trzy podstawowe rozwiązania emerytalne – publiczny i obowiązkowy ZUS oraz prywatne i dobrowolne PPK i IKE. Plan zakładał wejście w życie ustawy w listopadzie. W takim scenariuszu pierwsi członkowie OFE mogliby wypłacić swoje oszczędności z funduszy już za półtora roku – dodaje.