W ostatnich dniach, bez większego rozgłosu, żywota dokonały notowane na warszawskiej giełdzie kontrakty terminowe na obligacje skarbowe oraz na stopę procentową. Zarząd giełdy zawiesił obrót tymi instrumentami, a dodatkowo zdecydował o niewprowadzaniu do obrotu kolejnych serii. Tym samym druga próba rozkręcenia tego rynku na naszym parkiecie nie przyniosła oczekiwanego efektu.
Banki nie dopisały
Kontrakty na obligacje skarbowe i stawki WIBOR w obrocie na warszawskiej giełdzie pojawiły się w 2013 r. W przypadku pierwszej grupy instrumentów ciężko jest nawet mówić o ich debiucie. Po raz pierwszy w obrocie pojawiły się w 2005 r., jednak po dwóch latach zarząd GPW zdecydował o ich wycofaniu. Historia lubi się powtarzać. Teraz okazuje się, że i drugie podejście do futures na obligacje, a także do wprowadzonych po raz pierwszy w 2013 r. kontraktów na stopę procentową nie przyniosły rezultatów.
Od początku instrumenty te miały jednak pod górę. Zainteresowanie nimi było znikome, a w ostatnich miesiącach handel niemal całkowicie zamarł. W ciągu dziesięciu miesięcy tego roku obrócono jedynie dwoma kontraktami na obligacje skarbowe i ośmioma na stopę procentową. W całym 2018 r. było to odpowiednio 42 i 28 sztuk. W tym kontekście decyzja o zawieszeniu obrotu kontraktami na obligacje i stopę procentową raczej nie jest wielkim zaskoczeniem.
– Decyzje w sprawie zawieszenia obrotu na głównym rynku GPW wymienionymi kontraktami terminowymi podjęte zostały w związku z zaprzestaniem działania przez animatora rynku. Zarząd giełdy, mając na uwadze płynność obrotu oraz brak otwartych pozycji na kontrakty terminowe, podjął decyzję o zawieszeniu obrotu na czas nieokreślony – informuje Paweł Lasiuk, rzecznik GPW. W ostatnim czasie z animacji na tym rynku wycofał się PKO BP. Wcześniej to samo zrobił mBank, który od 2013 r. próbował rozkręcić handel.
Tymczasem kontrakty na obligacje skarbowe i stawki WIBOR skierowane były przede wszystkim do banków. Problem w tym, że te nie garnęły się do giełdowego parkietu. Market makerzy starali się dbać o płynność, ale nie udało się uzyskać efektu kuli śnieżnej. Na rynku brakowało płynności, bo nie przyłączali się do niego kolejni uczestnicy – dlatego że brakowało płynności. Rynek wpadł więc w błędne koło. Tym bardziej że banki wciąż wolą handlować na rynku OTC, który jest im dobrze znany, a i płynność na nim jest zdecydowanie większa (przez co także mniejsze są spready).