Reklama

Słodko–kwaśny rok

Koniec roku nieuchronnie wiąże się z podsumowaniami. Co dobrego przyniósł nam na rynku kapitałowym 2025 r.? A co może budzić nasz niepokój? Co z niego zapamiętamy i dlaczego? Jakie wnioski możemy wyciągać na przyszłość?

Publikacja: 11.12.2025 06:00

dr Mirosław Kachniewski prezes Zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

dr Mirosław Kachniewski prezes Zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Foto: materiały prasowe

Zacznę optymistycznie od rekordów dotyczących indeksów i wartości notowanych spółek. Od początku roku do 9 grudnia indeks WIG wzrósł o 38 proc., a indeksy grupujące spółki o różnej wielkości też wzrosły imponująco: WIG20 o 35 proc., mWIG40 o 29 proc., a sWIG80 o 24 proc. Kapitalizacja wzrosła o 53 proc., w tym kapitalizacja spółek krajowych o 44 proc. W ujęciu dolarowym te stopy wzrostu są jeszcze bardziej imponujące, co jest o tyle ważne, że najbardziej aktywnymi inwestorami na GPW są fundusze amerykańskie. Wprawdzie czai się pewien niepokój, co będzie, kiedy przestaną one zarabiać, względnie kiedy poczują się zobowiązane do wspierania wielkości Ameryki, ale miało być optymistycznie, więc nie rozwinę tego wątku.

Podobnie przyjemne wieści płyną do nas z frontu regulacyjnego – nie weszły w życie żadne szkodliwe dla rynku regulacje, a w niektórych obszarach możemy nawet się spodziewać urealnienia obciążeń regulacyjnych (np. przy raportowaniu okresowym). Największe zmiany zachodzą w obszarze raportowania czynników zrównoważonego rozwoju, gdzie wcześniejsza narracja „wszyscy mają raportować o wszystkim” zastąpiona została podejściem „tylko najwięksi muszą raportować wąski zakres danych”. Oczywiście lepiej by było w ogóle uniknąć komplikacji dla emitentów, stworzyć np. panunijny system wydobywający jak najwięcej danych z panunijnego systemu e–faktur, ale zdaję sobie sprawę, że oczekiwanie od regulatora, aby wybrał rozwiązanie mniej dolegliwe dla podmiotów regulowanych jest oderwane od rzeczywistości.

Jest jeszcze jedna pozytywna zmiana – pojawił się nareszcie anonsowany od dekad bezpieczny papier wartościowy dla inwestora detalicznego i okazał się wielkim sukcesem. Chodzi oczywiście o listy zastawne, które rozeszły się w kilka dni, choć wartość emisji była stosunkowo wysoka (ponad 1,1 mld zł). Pokazuje to, że rozwój rynku dłużnego ma w Polsce olbrzymi potencjał, że powodem, dla którego pieniądze leżą na rachunkach bankowych nie jest brak edukacji, ale brak dobrej oferty dla inwestorów, więc stosunkowo łatwo ten stan rzeczy zmienić.

Pora teraz zejść na ziemię i zobaczyć, jak te optymistyczne dane przekładają się na zainteresowanie emitentów giełdą. W bieżącym roku rynek regulowany opuściło 15 spółek, co wobec 3 debiutów daje wynik netto 12 spółek na minusie. Od razu dodam, że nie był to rok najgorszy, gdyż w 2022 r. delistingów było 22 (w tym netto „tylko” 14) i że sam trend od lat jest stały, a przez ostatnią dekadę nie było ani jednego roku, w którym mielibyśmy więcej debiutów niż delistingów. W ciągu ostatnich 5 lat giełdę opuściło 79 spółek, co przy 46 debiutach dało netto 33 spółki na minusie.

Ten smutny wynik matematyczny jest rezultatem dwóch czynników: za dużo spółek opuszcza giełdę i za mało na nią wchodzi. Oczywiście warto sięgnąć głębiej – dlaczego tak się dzieje? Otóż spółki giełdowe poddane są dodatkowemu reżimowi regulacyjnemu, szczególnie dotkliwemu dla spółek małych, których na naszym rynku jest większość (mediana kapitalizacji spółek notowanych na GPW to zaledwie 40 mln euro). A im mniejsza spółka, tym relatywnie większe koszty związane z notowaniem i bynajmniej nie chodzi tu o koszty compliance, ale o utrudnienia prowadzenia biznesu wynikające z ekstremalnie wysokiego poziomu otwartości informacyjnej.

Reklama
Reklama

Jednocześnie spółki te nie mają w praktyce żadnych korzyści z notowania. Dlatego postulowałem wprowadzenie możliwości dokonywania nowych emisji przez spółki giełdowe bez konieczności sporządzania i akceptacji prospektu, ale (choć możliwość taka istnieje już od roku) uczestnicy rynku wciąż z niej nie korzystają. Mam nadzieję, że jest to tylko kwestia nieuchronnych opóźnień w przełożeniu regulacji na praktykę, a nie przejaw trwałego zniechęcenia do rynku. Tym bardziej że obecne poziomy wycen są bardzo zachęcające.

A dlaczego na giełdzie nie mamy debiutantów? Dlatego że duże znane spółki bez problemu finansują się kredytem bankowym, a małe nieznane spółki nie są atrakcyjne dla inwestorów. Te duże spółki, nawet jeśli pojawiają się na giełdzie, to nie po to, aby zaoferować inwestorom akcje nowych emisji, tylko w celu umożliwienia sprzedaży akcji dotychczasowym właścicielom, a zatem nie rozwijają się dzięki debiutowi i nie dają inwestorom satysfakcjonujących stóp zwrotu. Te małe natomiast, nawet gdyby chciały na giełdę wejść, nie mogą być przedmiotem zainteresowania ze strony funduszy inwestycyjnych, a krajowi inwestorzy detaliczni są zbyt słabi kapitałowo, aby udźwignąć choćby małą ofertę akcji.

Ale jeśli dobra koniunktura giełdowa się utrzyma przez najbliższe miesiące, wówczas można oczekiwać, że wiosną przyszłego roku, po publikacji raportów rocznych za 2025 r., pojawią się nowe oferty akcji. Co musi się stać, aby było to możliwe? O tym za tydzień.

Felietony
Amerykańskie sądy odpuszczają promotorom NFT
Materiał Promocyjny
Inwestycje: Polska między optymizmem a wyzwaniami
Felietony
Polska w ogonie
Felietony
Odporność łańcuchów dostaw w świecie protekcjonizmu i zmian regulacyjnych
Felietony
Na drodze do uproszczeń
Materiał Promocyjny
Mokotów z wyższej półki. Butikowe projekty mieszkaniowe SGI
Felietony
Banki przodują w rankingu największych płatników do budżetu
Felietony
Umowa z Mercosurem jako geopolityczna szansa
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama