Energia z wiatru za darmo. I najtańsza

Polska awansowała w rankingu EY RECAI (Renewable Energy Country Attractiveness Index) na 17. pozycję. Jesteśmy w środku stawki zestawienia oceniającego atrakcyjność państw dla podmiotów inwestujących w odnawialne źródła energii. Co to oznacza w praktyce i czy wiatraki w Polsce mogą generować energię z wiatru tanio i sprzedawać z zyskiem dla inwestorów?

Publikacja: 11.09.2023 21:00

Janusz Petrykowski, prezes zarządu, Figene Capital

Janusz Petrykowski, prezes zarządu, Figene Capital

Foto: fot. mat. prasowe

Dla przeciętnego odbiorcy energii elektrycznej może się wydawać, że energia z wiatru jest prawie za darmo. Ot, postawić wiatrak, zamortyzować koszty budowy i niech śmigła kręcą się z zyskiem, gdy tylko wieje wiatr. W praktyce już samo postawienie farmy wiatrowej w Polsce nie jest zadaniem prostym, głównie z uwagi na ograniczenia legislacyjne, ale także możliwość przyłączenia do sieci, o czym za chwilę. Wcześniej trzeba jednak skompletować finansowanie dla takiego projektu. Wybudowanie dużej farmy wiatrowej o mocy 50 MW (największa farma w Polsce ma 220 MW) to koszt rzędu kilkuset milionów złotych, zbliżający się do pół miliarda. Bardzo mało jest w Polsce podmiotów, które mogą położyć taką gotówkę na stole, zdecydowana większość wspiera się zewnętrznym finansowaniem.

Z uwagi na wysokość stóp procentowych koszt pieniądza w Polsce znacząco wzrósł. Ponadto banki niechętnie finansują projekty, w których wkład własny inwestora jest niższy niż 40 proc. Dla porównania, np. we Francji, aby przekonać banki do sfinansowania inwestycji wiatrowych trzeba mieć 3–5 proc. wkładu własnego. Wróćmy do Polski – do oceny „bankowalności” projektu banki przyjmują na ogół kalkulacje mówiące, że długoterminowe kontrakty na sprzedaż energii (PPA) z danej farmy wiatrowej mają zabezpieczyć wartość spłat udzielonego finansowania w 120–140 proc. Do tego umowy PPA mają zabezpieczać 50–75 proc. przychodów z nowo budowanych wiatraków. Sumując koszty finansowania, wymagania banków dotyczące zabezpieczeń, koszty realizacji samej inwestycji oraz wreszcie oczekiwany przez inwestorów zysk z całej inwestycji, cena energii wytwarzanej w Polsce z farmy wiatrowej nie może być niższa niż około 600 zł/MWh. Niemało, ale to i tak wciąż taniej niż energia z elektrowni opalanych węglem czy gazem.

Obecnie jest jeszcze jeden haczyk związany ze sprzedażą energii po tej cenie – podatek „od zysków nadzwyczajnych”, naliczany od sprzedaży energii po cenie wyższej niż 345 zł za MWh. Taki limit ustalony jest dla producentów energii z OZE. W Europie Zachodniej limit ten ustalono na poziomie 180 euro za MWh. Widać wyraźnie, że w Polsce do ustalenia progu dla „zysków nadzwyczajnych” ustawodawca przyjął cenę wyraźnie niższą niż ta wymagana dla opłacalności projektów wiatrowych, wspieranych finansowaniem z zewnątrz.

W ostatnich tygodniach w branży OZE głośno jest o cable pooling, tzw. łączu współdzielonym. Nowelizacja przepisów w tym zakresie wchodzi w parlamencie w finałową fazę. Cable pooling może rozwiązać bolączkę nowych źródeł odnawialnej energii, jakim są możliwości przyłączenia do sieci. W dużym uproszczeniu wygląda to tak: obecnie, by podłączyć do sieci wiatrak o mocy 1MW, należy uzyskać przyłącze do sieci o tej samej mocy. Na tym samym przyłączu nie można już wpiąć do sieci żadnego innego źródła, np. elektrowni fotowoltaicznej (PV). Przy czym należy pamiętać, że elektrownie wiatrowe nie pracują w sposób stały z maksymalną produktywnością. Wpływ mają warunki atmosferyczne, wietrzność, sprawność urządzenia i wiele innych czynników. Czysto teoretycznie można założyć, iż przy bardzo dobrych warunkach wietrzności można przyjąć, że w ciągu roku elektrownia wiatrowa dostarczy około 40 proc. wyprodukowanej energii z uzyskanych warunków przyłączeniowych. W efekcie w porównaniu z wydanymi warunkami przyłączenia pozostaje około 60 proc. mocy do wykorzystania.

W dużym uproszczeniu, w miesiącach, kiedy najlepiej wieje, słabo świeci, a kiedy świeci, zazwyczaj nie wieje. To powoduje, że nakładając sinusoidę wiatru na sinusoidę słońca (PV), zbliżamy się do osiągnięcia prostej, czyli bez ekstremalnych punktów związanych z produktywnością lub jej brakiem Zatem na jednym przyłączu, o naszej przykładowej mocy 1MW mogłaby funkcjonować zarówno elektrownia wiatrowa o tej mocy, jak i elektrownia słoneczna o nominalnej mocy mniej więcej dwa razy większej. W efekcie ilość energii dostarczanej przez takie przyłącze będzie stabilniejsza w ciągu roku i na wyższym średnim poziomie niż w przypadku podłączenia jedynie jednego źródła mocy. Korzyści są wymierne dla wszystkich: sieć energetyczna otrzymuje bardziej zbalansowane źródło energii, wytwarzające ją bardziej stabilnie oraz taniej. Zaś inwestor może zabezpieczyć większe przychody na jednym przyłączu, stawiając wiatraki i panele słoneczne, przy relatywnie niewiele tylko wyższych nakładach na całą inwestycję.

Chociaż strategiczne, narodowe plany rozwoju energetyki zakładają budowę dużej elektrowni atomowej i rozległych morskich farm wiatrowych, a także małych, modułowych reaktorów atomowych, to przyszłość i przede wszystkim opłacalność nowych źródeł energii wydaje się być gdzie indziej.

Chociaż strategiczne, narodowe plany rozwoju energetyki zakładają budowę dużej elektrowni atomowej i rozległych morskich farm wiatrowych, a także małych, modułowych reaktorów atomowych, to przyszłość i przede wszystkim opłacalność nowych źródeł energii wydaje się być gdzie indziej. Atom i off-shore trzeba sfinansować, jak każdą inną inwestycję, która musi zarobić na spłatę długu i przynieść zysk inwestorom. Po drugie, zarówno atom i morskie farmy mają wytwarzać energię na północnym krańcu Polski, a najwięksi odbiorcy energii w naszym kraju są na południu. Budowa linii energetycznych od morskich wiatraków do wybrzeża i dalej na południe to ogromny koszt – podnoszący w efekcie cenę dostarczanej nimi energii. Do tego dochodzą wymierne straty energii dostarczanej na dystanse liczone w setkach kilometrów.

Znacznie tańszym rozwiązaniem są mniejsze, lądowe farmy wiatrowe podłączone do sieci na tym samym przyłączu wspólnie z elektrowniami słonecznymi. Można je budować relatywnie blisko potencjalnych odbiorców (np. Wielkopolska, Dolny Śląsk), oszczędzając na liniach energetycznych i przesyłając energię z małą tylko stratą. W efekcie cena wytwarzanej energii może być niższa, atrakcyjna dla odbiorców oraz dająca poczucie bezpieczeństwa inwestorom i podmiotom finansującym, a same źródła odnawialnej energii mogą powstawać szybko. Ten ostatni aspekt nie jest bez znaczenia. Polskie elektrownie węglowe będą wyłączane stopniowo i to już od przyszłego roku – zwyczajnie się zestarzały i nie mogą dalej pracować. Znaczący deficyt mocy zacznie się od 2030 r., a do tego czasu nie powstanie ani duży atom, ani duże źródła off-shore. Żeby mieć prąd w gniazdku, musimy już budować wiatraki na lądzie i elektrownie słoneczne obok nich.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie