Kilka lat temu kupiłem używanego dostawczaka i przerobiłem go na kampera. Szukając odpowiedniego auta, trafiłem na samochód napędzany gazem ziemnym, czyli CNG (Compressed Natural Gas). Poczytałem tu i tam, sprawdziłem to i owo, a potem stałem się fanem tego ekologicznego napędu. Ostatecznie przekonała mnie wizja, że realizując swoje pomysły, w mniejszym stopniu zatruję środowisko, niż gdybym kupił klasycznego kampera z dieslem.
Pierwsze zagraniczne wyjazdy umocniły mnie w poczuciu zadowolenia, a potem, gdy przyszła pandemia, poczułem się jak król! Czy to będzie felieton o niezależnej turystyce w zgodzie z naturą? Nie, poczekajcie, bo to dopiero połowa wstępu.
CNG jest napędem bardzo popularnym w niektórych krajach. Sieć stacji w Europie lepsza lub fantastyczna (np. w Niemczech), a paliwo gazowe tanie. Dość powiedzieć, że gaz ziemny do napędzania samochodów kosztuje o około 30–40 proc. mniej od paliw tradycyjnych. Są kraje, gdzie CNG jest pozyskiwany ze źródeł bio (np. w Szwecji tankujemy metan produkowany przez wielkie kompostownie), w innych państwach ten napęd korzysta z wielu udogodnień podatkowych i fiskalnych. U nas obiecuje się od lat wiele, ale nie robi się nic. W Polsce samochody na gaz ziemny są mało popularne, bo nie ma ich gdzie tankować i króluje mniej przyjazne środowisku LPG. Na ulicach widać autobusy z napisem „jestem CNG”, ale to dość niezrozumiała reklama. Technologia, która rozwinęła się – jako alternatywa – u naszych sąsiadów, nad Wisłą od dziesięcioleci drepcze w miejscu. To, co się jednak stało w ciągu ostatniego roku, pokazuje, że zostaliśmy mistrzami stawiania wszystkiego głowie!
Wojna w Ukrainie sprawiła, że gaz podrożał skokowo, tak jak inne paliwa. Potem sytuacja się uspokoiła i w ubiegłe wakacje wszystko wydawało się wracać do normy. Jednak nie u nas. U nas cena CNG zbliżyła się do ceny paliw tradycyjnych, a na początku tego roku pobiła koszt benzyny i diesla o 3 złote. W tym czasie ceny gazu spadły na świecie, a ja tankowałem CNG w Niemczech i Czechach dalej dużo taniej niż paliwa tradycyjne. Teraz – sprawdzałem osobiście – gaz ziemny do samochodów kosztuje u nas ponad dwa razy drożej niż w sąsiednich krajach! Zapowiedzi decydentów, że i ta bardziej ekologiczna forma napędzania aut zyska w Polsce przychylność, runęły wraz z – to chyba nieprzypadkowe – przejęciem największego polskiego dostawcy gazowego przez największego polskiego dostawcę paliw.
Co z tych moich subiektywnych wywodów wynika? Przecież napęd na gaz ziemny nie jest specjalnie innowacyjny. Co prawda w naszych warunkach jest o dziwo bardziej ekologiczny niż samochody elektryczne (no bo z czego w Polsce produkuje się prąd?), ale nie przesadzajmy. Gaz ziemny to też paliwo kopalne. Jaki jest więc sens roztrząsania mojego mikroproblemiku?