Bezpieczne usługi finansowe

Przeciętny człowiek – nie będąc w stanie samodzielnie ocenić jakości produktu finansowego – musi się zdać na opinię sprzedawcy. A sprzedawca raczej będzie się koncentrować na zyskach swoich, a nie klienta. Rozwiązaniem problemu nie może być wymóg działania w interesie klienta. Powinniśmy zaakceptować, że sprzedawca zawsze będzie chciał działać w swoim interesie. Powinniśmy jednak jednocześnie zadbać, aby interes ten był zbieżny z interesem klienta.

Publikacja: 29.11.2018 06:00

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Foto: materiały prasowe

Wyzwania stojące przed nadzorem nad rynkiem finansowym od lat skupiają się wokół tego samego – problemu z transferem bieżącej wartości w przyszłość. Produkty finansowe mają to do siebie, że ich jakość poznamy dopiero po wielu latach, a poziom skomplikowania powoduje, że ocena profilu zysków i ryzyka ex ante jest dla przeciętnego zjadacza chleba niemożliwa. Dlatego kluczem do sprawy jest właściwy proces sprzedaży takich produktów detalicznym odbiorcom.

Sprawa jest o tyle skomplikowana, że przeciętny człowiek – nie będąc w stanie samodzielnie ocenić jakości produktu finansowego – musi się zdać na opinię sprzedawcy. A sprzedawca raczej będzie się koncentrować na zyskach swoich, a nie klienta. Różni regulatorzy w różnych krajach próbowali na różne sposoby zmienić te ludzkie skłonności, ale były one zbyt silne do zwalczenia. Dlatego rozwiązaniem problemu nie może być wymóg działania w interesie klienta. Powinniśmy zaakceptować, że sprzedawca zawsze będzie chciał działać w swoim interesie. Powinniśmy jednak jednocześnie zadbać, aby interes ten był zbieżny z interesem klienta.

Aby to osiągnąć, korzyści dla sprzedawców usług finansowych powinny być odroczone w czasie i maksymalnie związane z korzyściami odnoszonymi przez klientów. Sprzedawca produktu finansowego nie powinien być wynagradzany w momencie samej sprzedaży, ale jego wynagrodzenie powinno być wypłacane systematycznie przez wiele lat w powiązaniu z długością życia danego produktu i z zyskami osiąganymi przez klienta. Do rozważenia pozostaje wątek, czy i w jakim zakresie sprzedawca powinien również uczestniczyć w stratach klienta. Warto dodać, że udział ten niekoniecznie musi być finansowy – mógłby to być udział reputacyjny polegający na konieczności ujawniania zagregowanych historycznych stóp zwrotu ze sprzedanych produktów finansowych.

Proszę sobie wyobrazić, jak starannie sprzedawcy by wówczas dobierali produkty finansowe do potrzeb klienta. Jak wnikliwie by badali jego przyszłe potrzeby finansowe. Jak dokładnie wskazywaliby ryzyka inwestycyjne. Żeby się nie zdarzyło, że klient wyjdzie z funduszu inwestycyjnego w dołku czy zrezygnuje z lokaty strukturyzowanej w złym momencie. Jak przekonująco sprzedawcy byliby wówczas zachęcani przez przełożonych do analizy profili strat i zysków wynikających z poszczególnych produktów, aby w przyszłości móc pokazać jak najwyższą historyczną średnią ważoną stopę zwrotu ich inwestorów.

Zdaję sobie sprawę, że na dzień dzisiejszy spełnienie powyższego postulatu jest nierealne, choćby z tego powodu, że sprzedawcy nie rozumieją produktów finansowych, które sprzedają. Dzieje się tak nie dlatego, że do tej branży trafiają ludzie mniej inteligentni, tylko dlatego, że produkty finansowe są bardzo skomplikowane, zresztą często są komplikowane celowo. Po kryzysie subprime okazało się, że nawet największe instytucje finansowe na najbardziej rozwiniętym rynku finansowym nie do końca wiedziały, co oferują i w jakich okolicznościach oferowane produkty mogą przynieść zysk, a w jakich stratę.

Jest na to dość prosty sposób – sprzedaż produktów finansowych powinna zostać obwarowana wymogami jasnego i zwięzłego przedstawienia ryzyk. Jeśli takie jasne i zwięzłe przedstawienie ryzyk nie byłoby możliwe, wówczas taki produkt nie powinien być oferowany klientom detalicznym. To bardzo ciekawe, że przedstawiane ustnie kupującym niezwykle proste zasady generowania zysków w przyszłości nie znajdują odzwierciedlenia w równie prostych zapisach w umowach/regulaminach. Jeśli coś jest zbyt skomplikowane dla profesjonalnego sprzedawcy, to tym bardziej jest zbyt skomplikowane dla detalicznego nabywcy.

Gdy patrzymy na możliwe rozwiązania tego problemu, na pewno nasuwa się wprowadzenie wymogu oferowania takich produktów wraz z możliwością ubezpieczenia ryzyka straty. Osobiście uważam, że pomysł nie ma szansy na komercyjny sukces, natomiast podejrzewam, że jeżeli nie wpadniemy na inne rozwiązanie, to prędzej czy później produkty z możliwością ubezpieczenia ryzyk staną się naszą codziennością. Ubezpieczenie takie w praktyce najprawdopodobniej nie byłoby nabywane, gdyż nie byłoby to uzasadnione ekonomicznie (koszt ubezpieczenia od ryzyka straty najprawdopodobniej byłby wyższy od spodziewanych zysków). Niemniej wprowadzenie takiego wymogu przyniosłoby bardzo poważne korzyści: możliwość porównania rzeczywistego ryzyka (wyrażanego nie ratingami lub rekomendacjami, ale realną gwarancją finansową, byłoby to zatem najlepszym możliwym miernikiem ryzyka powiązanego z daną inwestycją) oraz uproszczenie produktów finansowych (im prostsze, tym tańsze i łatwiejsze byłoby opracowanie ubezpieczenia).

Przedstawione powyżej propozycje wydają się zbyt proste, aby mogły zaistnieć w praktyce. Istotnie – skoro nie istnieją, to najprawdopodobniej są po temu powody. Łatwiej jest konkurować przy mniej przejrzystym rynku i łatwiej jest sprzedawać brzydkie koty zapakowane w ładne worki. Ponadto pozornie wdrożenie powyższych rozwiązań byłoby droższe od obecnie istniejącego, choć jeśli weźmiemy pod uwagę zmniejszenie ryzyka (i potencjalnych strat) klientów, to rachunek ten wygląda inaczej. Musimy też wziąć pod uwagę, że obecna forma ochrony inwestorów polegająca na wymaganiu podpisywania (bo przecież nie czytania, a tym bardziej zrozumienia) coraz bardziej opasłych umów, kwestionariuszy, zgód, oświadczeń etc. jest drogą donikąd. Może zatem warto poszukać innych ścieżek?

Mirosław Kachniewski prezes zarządu, SEG

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie