Nowy resort „aktywów” i stare problemy

Prym w naruszaniu interesów akcjonariuszy mniejszościowych wiódł resort energii, który zaprzągł spółki energetyczne do realizacji polityki gospodarczej rządu, zupełnie jakby był ich jedynym właścicielem

Publikacja: 06.12.2019 05:00

Tomasz Prusek, publicysta ekonomiczny, prezes zarządu Fundacji Przyjazny Kraj

Tomasz Prusek, publicysta ekonomiczny, prezes zarządu Fundacji Przyjazny Kraj

Foto: materiały prasowe

Celem Ministerstwa Aktywów Państwowych dla rynku kapitałowego powinno być podniesienie zdołowanej wyceny wielu spółek giełdowych, których współwłaścicielami są rzesze drobnych inwestorów-wyborców, a także przywrócenie w nich naruszanych przez lata standardów corporate governance. Bez tego nie ma mowy o odbudowie zaufania tak podkreślanego w strategii rozwoju rynku kapitałowego.

Nazwanie resortu zajmującego się zarządem spółkami Ministerstwem Aktywów Państwowych mogło zrodzić się w głowach wyłącznie ludzi z otoczenia premiera o bankowej przeszłości i z jego zapewne entuzjastyczną akceptacją. Pojęcie „aktywa" jest bowiem kompletnie obce w powszechnym odbiorze, bo to mowa rodem z finansowych korytarzy białych kołnierzyków, która nie sprzyja zrozumieniu jego zadań i działań wśród społeczeństwa. Ale pal licho nazwę. O wiele ważniejsze jest to, co resort „aktywów" może poprawić w zarządzie majątkiem państwowym, który w poprzednich latach kulał, a czasem wręcz wołał o pomstę do nieba, jak w wypadku spółek energetycznych.

Skoncentrowanie nadzoru właścicielskiego państwa w jednym resorcie to krok w dobrym kierunku. I zarazem odważne przyznanie się, że likwidacja Ministerstwa Skarbu Państwa i rozparcelowanie nadzoru było poważnym błędem. Skutkowało to słabą efektywnością państwowego majątku, spadkiem wycen giełdowych spółek, walkami frakcji politycznych o władzę i wpływy w spółkach, niespotykaną nigdy wcześniej karuzelą stanowisk, a także przypadkami szokującego obniżenia standardów corporate governance, które powinny być nie tylko jednolite, ale też wysokie.

Powody podjęcia tak fatalnej w skutkach decyzji były głównie ideologiczne. Po 2015 r. wraz z politycznym zwycięstwem PiS miała zostać ustanowiona cezura między ćwierćwieczem dominacji prywatyzacji i zmniejszania roli państwa w gospodarce a powrotem etatytyzmu i umocnieniem roli właścicielskiej państwa. Symbolem tego była właśnie decyzja o likwidacji Ministerstwa Skarbu Państwa, którego głównym zadaniem była sprzedaż majątku od początku transformacji (w różnych postaciach organizacyjnych). Słowo „prywatyzacja" zostało wyklęte, a zastąpiły je „repolonizacja", „renacjonalizacja", często pod wspólnym szyldem „patriotyzmu gospodarczego".

Likwidacja MSP sprowadziła się do parcelacji większości spółek między wiele resortów, a kluczowe zostały oddane pod kontrolę premiera. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że takie rozbicie i zróżnicowanie nadzoru będzie sprzyjało spółkom, bo znajdą się z natury rzeczy pod bardziej specjalistyczną kontrolą ze względu na swoją specyfikę branżową, status publiczny itd. Rzeczywistość okazała się jednak w wielu wypadkach nie tak różowa, i to z kilku przyczyn.

Przejęcie przez konkretnego ministra kontroli nad grupą spółek oznaczało w praktyce, że ma on nieograniczoną władzę w obsadzaniu zaufanymi ludźmi dobrze płatnych stanowisk i prowadzeniu polityki kadrowej według własnego uznania. Stąd był tylko krok do karuzeli stanowisk, która rozkręciła się totalnie. A poszczególne resorty znajdowały się pod kontrolą różnych sił politycznych wchodzących w skład obozu rządzącego, które traktowały je jako swoje sfery wpływów. Karuzela stanowisk nie dość, że kręciła się szybko, to jeszcze zmiany przeprowadzane były w tajemniczych okolicznościach, bez uzasadnienia, co szczególnie w spółkach giełdowych nie było zgodne z dobrymi praktykami. Pozostali akcjonariusze – poza Skarbem Państwa – po prostu nie do końca wiedzieli, co się w spółce dzieje personalnie. Czy ktoś znienacka odwołany został „tylko" ze względów czysto politycznych, czy też mógł np. działać na jej szkodę. I w ten sposób resorty stały się udzielnymi księstwami pod względem kontroli nad „swoimi" spółkami i już nawet inwestorzy giełdowi przyzwyczaili się do myślenia w kategoriach, że w danej spółce rządzą „jedni", a w innej „drudzy".

Taka parcelacja władzy powodowała także, że w szczególnie atrakcyjnych – z powodu wielkości i wpływów – spółkach dochodziło do prawdziwych wojen o władzę. Czasem kończyło się to nawet godzeniem stron przez odebranie kontroli resortowej i podporządkowaniem spółki premierowi. Przypominało to bardziej kłótnie w piaskownicy, gdzie zawsze może zainterweniować przedszkolanka, niż profesjonalny i dobrze ułożony nadzór korporacyjny.

Bolesnym problemem było także obniżenie standardów ładu korporacyjnego, który różni ministrowie rozumieli na swój sposób. Prym w naruszaniu interesów akcjonariuszy mniejszościowych wiódł resort energii, który zaprzągł spółki energetyczne do realizacji polityki gospodarczej rządu, zupełnie jakby był ich jedynym właścicielem, kompletnie nie licząc się z ogromną rzeszą jej pozostałych współwłaścicieli, wśród których wielu było także wyborców PiS. Tym ostatnim trudno zrozumieć, dlaczego z ich akcjami było „tak źle", skoro propaganda sukcesu głosiła, że jest „tak dobrze". W skrajnych przypadkach przecena JSW czy PGE mogła „zabrać" pieniądze otrzymane z 13. emerytury czy 500+.

Podsumowując, to, jak nazywa się nowe ministerstwo kontrolujące majątek państwowy, jest zupełnie drugorzędne. Jaka będzie nowa praktyka, a przede wszystkim jakość nadzoru właścicielskiego dla rynku kapitałowego, wyjdzie „w praniu" przez cztery lata.

Felietony
Trudne relacje
Felietony
Zmiana perspektyw polityki Fedu
Felietony
Pracowita majówka polska
Felietony
Starożytne wskazówki dla współczesnych
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów