Jeśli bez wychodzenia z domu jesteśmy w stanie nie tylko pracować, ale też zarządzać kapitałem, inwestować, kupować i sprzedawać, to przynajmniej nasze poczucie wolności realizowane za pośrednictwem internetu ma swoją wymierną wartość.
Czy na rodzimym rynku kapitałowym mamy komfort nieskrępowanego obracania kapitałem, bez konieczności osobistego stawiennictwa w biurze maklerskim, czego w czasach pandemii obawiają się zarówno klienci, jak i maklerzy? Odpowiedź brzmi – nie. Są pewne czynności, dla których nasza osobista wizyta u brokera z dokumentem tożsamości jest nieunikniona. Kupić akcje na giełdowym parkiecie, korzystając z elektronicznych platform transakcyjnych oferowanych przez biura maklerskie, jest bardzo prosto, gorzej w drugą stronę, czyli z ich sprzedażą. I tutaj mamy dwa przypadki.
W pierwszym, w sytuacjach nadzwyczajnych dla inwestora może się liczyć każdy grosz i uniemożliwienie mu zamknięcia pozycji nie z jego winy, ale z winy emitenta to poważny problem. Coś o tym wiedzą właściciele akcji zarówno GetBacku, jak i Krezusa. Ten pierwszy zawieszony jest na wniosek Komisji Nadzoru Finansowego już niemal dwa lata, bo od 7 kwietnia 2018 r., a kwarantanna drugiej spółki trwa nieco krócej, bo od 17 grudnia 2018 r. Potencjalne odwieszenie notowań nie wywoła jednak u inwestorów możliwości wykonania jakichś nadzwyczajnych ruchów poza kliknięciem w arkusz zleceń. W drugim przypadku – jakim jest skup akcji w wezwaniu – już niestety tak.
Z tej formy żegnania się rynkiem emitenci bardzo często korzystają w ostatnich latach, są i tacy, którzy robią skupy nie tylko dlatego, że postanowili opuścić publiczny obrót, ale po prostu zdecydowali się na zakończenie działalności. W tym przypadku wraz z upłynnianiem majątku ogłaszają skupy kolejnych transz akcji. I za każdym razem akcjonariusz takiej spółki musi osobiście lub za pośrednictwem pełnomocnika pojawić się w punkcie obsługi klienta. I to nie raz, ale dwa razy. Po co? Pierwszy raz po to, by złożyć dyspozycję blokady i otrzymać świadectwo depozytowe w rodzimym biurze maklerskim. Drugi raz, by złożyć ofertę sprzedaży w biurze, które prowadzi skup w imieniu emitenta. I może być to zupełnie inne biuro, na drugim końcu miasta lub Polski. Czy da się w inny sposób odpowiedzieć na wezwanie i skup?
Nie. W czasach pokoju i łagodnej pogody te niedogodności inwestor jest w stanie znieść. W czasach pandemii jego podróże musiałyby się łączyć z dodatkowym ryzykiem zakażenia (pod warunkiem, że już nie jest zakażony albo podlegający kwarantannie). Niestety, prawda jest taka, że niemal 30 lat od uruchomienia giełdy w Warszawie jedno biuro maklerskie nie jest w stanie dowiedzieć się, jakie papiery ma inwestor w drugim biurze. I do załatwiania tego typu spraw na piechotę wszyscy zdążyli przywyknąć. I to jest jedna z niewielu pozytywnych stron koronawirusa. Pokazuje, że są rzeczy do dopracowania zarówno w sferze regulacji, jak i techniki. I można je dopracować i wprowadzić w życie nawet pracując zdalnie.