Jak doszliśmy to tego, że 174 na 397 emitentów z rynku regulowanego nie spełnia minimalnej wartości kapitalizacji wymaganej przy dopuszczaniu do notowań? Tym bardziej że przecież w momencie dopuszczania do notowań spełniali? Co takiego się wydarzyło, że spółki giełdowe są dziś mniej warte niż wiele lat temu?
Najważniejsze przyczyny takiego stanu rzeczy to: ryzyko, zmiana warunków finansowania i ewolucja regulacji. Na giełdzie niejako z definicji finansowane są przedsięwzięcia obarczone ponadprzeciętnym ryzykiem, a zatem nie powinno dziwić, że część podmiotów jest dziś warta mniej niż wcześniej i że kilkadziesiąt spółek zniknęło z giełdy z powodu upadłości. To jest sytuacja dość naturalna, problem jednak w tym, że od lat nie towarzyszy jej proporcjonalny rozwój spółek, które osiągnęły sukces, ani nie pojawiają się nowe spółki w miejsce upadłych, co wynika z przyczyn przedstawionych poniżej.
Czynnikiem przyciągającym na giełdę wiele podmiotów, które nigdy nie powinny się na niej pojawić (czy to ze względu na wielkość, czy strukturę akcjonariatu), była niedostępność finansowania dłużnego wynikająca z bardzo wysokich stóp procentowych. Co ciekawe, bardzo dobrze rozwinięta branża wprowadzania spółek na giełdę potrafiła utrzymać ten trend jeszcze przez pewien czas, kiedy finansowanie bankowe było już całkiem dostępne. Dochodziło tu do swoistego missellingu polegającego na zachęcaniu do debiutu giełdowego spółek, które miały alternatywne źródła finansowania, ale inteligentne podejście doradców i masowanie ego prezesa/właściciela przekonały do wyboru tej drogi rozwoju.
Najważniejsza wreszcie kwestia to ewolucja regulacji, która w ciągu ostatniego ćwierćwiecza doprowadziła do skrajnego przeregulowania rynku w odniesieniu do małych spółek giełdowych, a jeszcze bardziej do startupów notowanych na NewConnect. Teoretycznie regulacje te powinny działać na korzyść inwestorów, ale w praktyce szkodzą im w trzech wymiarach: podnosząc koszty, podnosząc ryzyko i obniżając możliwości biznesowe.
Konieczność spełniania coraz to nowych procedur i wymogów w oczywisty sposób podnosi koszty emitentów. W dużych spółkach to nie ma znaczenia, bo zatrudnienie kolejnej osoby w departamencie compliance jest kosztem pomijalnym. Ale w tych firmach, gdzie wszyscy, łącznie z prezesem, zaangażowani są w produkcję i sprzedaż, wypełnianie różnego rodzaju wymogów wiąże się z koniecznością zatrudnienia dodatkowej osoby lub wynajęcia zewnętrznego podmiotu, co staje się kosztem widocznym w wynikach spółek małych i bardzo małych, ogranicza to zatem zyski inwestorów.