Raport ten kreśli cztery główne kierunki działań: stworzenie konkurencyjnego otoczenia biznesowego, bardziej efektywnej infrastruktury rynku, zwiększenie zaangażowania inwestorów indywidualnych oraz umiędzynarodowienie rynków.
Powstanie konkurencyjnego otoczenia biznesowego dość jednoznacznie wskazane zostało w raporcie jako cel najważniejszy. Poświęcono mu zdecydowanie najwięcej uwagi – objętościowo więcej niż łącznie trzem pozostałym obszarom. Jest to poniekąd logiczne, gdyż według mnie podstawowym błędem w dotychczasowym podejściu do wspólnego rynku kapitałowego było rozpoczęcie tej budowy od „dachu", tj. szczegółowego uregulowania kwestii bardzo złożonych, przy całkowitym pominięciu fundamentów.
Za fundamenty uważam wspólny system prawny dotyczący prawa spółek (w tym w szczególności funkcjonowania i odpowiedzialności organów oraz uprawnienia akcjonariuszy), prawa upadłościowego oraz systemu rozstrzygania sporów gospodarczych. Raport niestety nie zniża się do tych fundamentów (co w pełni rozumiem, z uwagi na złożoność problematyki nie tylko z merytorycznego, lecz także z politycznego punktu widzenia), ale przynajmniej schodzi do poziomu parteru.
Rekomendacje dotyczą głównie ułatwienia w dotarciu do informacji o małych spółkach, ułatwienia dokonywania inwestycji przez inwestorów instytucjonalnych, ulepszenia procesu sekurytyzacji, ulepszenia ekosystemu rynku (temu wątkowi poświęcę osobny felieton) oraz rozwoju rynku kryptoaktywów. Proponowane jest zapewnienie łatwego dostępu na poziomie unijnym do informacji o małych i średnich przedsiębiorstwach (MŚP). Jak wynika z konkluzji raportu, brak takich informacji utrudnia zaangażowanie inwestorów z innych krajów UE. Dlatego autorzy raportu postulują utworzenie przez unijny organ nadzoru (ESMA) spójnego systemu, w którym znalazłyby się raporty wszystkich notowanych spółek (takie unijne ESPI), przy czym warto od razu dodać, że chodzi także o raportowanie niefinansowe, gdyż ten obszar staje się coraz ważniejszy przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.
Zanim dotrze do państwa refleksja, że przecież małe spółki z natury funkcjonują lokalnie i trudność zaangażowania w nie inwestorów zagranicznych ma charakter systemowy, od razu nadmienię, że definicja „małości" w percepcji autorów raportu jest zupełnie inna niż na naszym rynku. Obecnie przyjęta definicja za MŚP uważa spółki o kapitalizacji do 200 mln euro, a planowane jest podniesienie tej granicy do 1 mld euro. Oznacza to, że zdecydowania większość spółek notowanych na warszawskiej giełdzie mieści się w tej definicji, co – wbrew pozorom – jest wiadomością dobrą. Jeśli bowiem konkluzja raportu jest słuszna i rzeczywiście zmiana w zakresie dostępu do informacji będzie miała istotny wpływ na zachowanie inwestorów, to nasza giełda powinna na tym zyskać najwięcej.