Reklamowy bojkot Facebooka, który ma zmusić właściciela popularnego portalu społecznościowego do rzeczywistej walki z językiem nienawiści, zaboli spółkę. Jak bardzo? To zależeć będzie nie tylko od liczby firm, które ostatecznie poprą akcję #StopHateForProfit, ale także od tego, czy wdrożony przez nie bojkot obejmie tylko rynek reklamowy w USA czy cały świat. Nie bez wpływu będzie też reakcja samego Facebooka.
Język nienawiści jest codziennością na Facebooku. Dotychczasowe apele do spółki i Marka Zuckerberga, jej szefa i głównego akcjonariusza, w sumie na niewiele się zdały. Firma, która żyje z reklamy, teoretycznie inicjowała jakieś działania, ale ich skuteczność była nikła. Algorytmy Facebooka i jego moderatorzy wyłapywali niewielką część agresywnych treści, a reakcje na zgłoszenia użytkowników często odbiegały od oczekiwań.
Wszystko to dzieje się w dobie, gdy – przynajmniej pozornie – społeczna odpowiedzialność biznesu nie jest listkiem figowym i spółki starają się nie tylko wyprodukować doroczny raport na temat CSR, ale także podejmować konkretne działania, takie np. jak ograniczanie – także za cenę wzrostu kosztów – emisji CO2 czy eliminowanie z łańcucha dostaw surowców i produktów uzyskiwanych w wyniku pracy dzieci.
Słaba reakcja czołowego światowego serwisu społecznościowego na mowę nienawiści – bez wątpienia wynikająca z faktu, że agresywne teksty dobrze się „klikają", a to sprawia, że przynajmniej pozornie są atrakcyjne reklamowo – skłoniła aktywistów z takich organizacji jak Common Sense Media, Free Press, Color of Change i Anti-Defamation League do poszukania narzędzia, które przekona Facebooka do skutecznych działań, i znalezienia sojuszników, którzy swoimi pieniędzmi wesprą ich żądania. Aktywiści ruszyli z kampanią #StopHateForProfit i nakłaniali amerykańskie firmy do reklamowego bojkotu Facebooka w lipcu. Chcieli, aby ta część biznesu, której zależy na reputacji, przemówiła do Marka Zuckerberga i Facebooka w języku, który odbiorca przekazu zrozumie.
Po kilku tygodniach okazało się, że wezwania organizatorów kampanii padły na podatny grunt. O ile początkowo o przyłączeniu się do #StopHateForProfit informowały głównie niewielkie firmy, to końcówka czerwca przyniosła wysyp informacji o decyzjach znanych korporacji. Jedni wstrzymywali reklamy na 30 dni, inni na dłużej (np. Unilever), a także nie tylko na Facebooku, ale i w innych serwisach społecznościowych – jak m.in. Instagram i Twitter – które mają albo problem, albo niewystarczające osiągnięcia z walką z językiem nienawiści.