Najgorszy dla giełd akcji w USA miesiąc zaczął się z przytupem. Owszem, dwa pierwsze dni września należały do byków, ale był to, jak się szybko okazało, ich łabędzi śpiew. Akcje tych spółek (z sektora FAANG), które najmocniej wpływały na kontynuację szaleńczej hossy, zanurkowały.
Interesujące było szczególnie zachowanie akcji spółek, które wcześniej mocno drożały po dokonaniu splitu. Tesla staniała przed wzrostową korektą o 34 proc. (jednym z powodów było to, że wbrew oczekiwaniom nie została zakwalifikowana do indeksu S&P 500). Akcje Apple'a przed wzrostową korektą staniały o 18 proc. Generalnie to właśnie spółki z Nasdaq, który to indeks stracił 10 proc., ściągały w dół S&P 500. Nasdaq 100 wyszedł dołem z kanału trendu wzrostowego, co często zapowiada zmianę trendu.
Oczywiste jednak było, że obóz byków łatwo się nie podda, bo ma zakodowane w swoim DNA, że po korekcie należy akcje kupować i zawsze (od wielu lat) dobrze się na tym wychodzi. Kiedy pisałem ten tekst, indeksy starały się (niemrawo) wrócić do hossy. Mam wątpliwości, czy bykom szybko się uda zakryć tę spadkową korektę, bo akurat ten wrzesień jest pełen problemów.
Przede wszystkim zostało już tylko półtora miesiąca do wyborów w USA. Im większa będzie przewaga Joe Bidena (na razie ustabilizowała się na poziomie nieco ponad 7 pkt proc. w uśrednionych sondażach), tym gorzej dla posiadaczy akcji. Przed wyborami prezydent Donald Trump z pewnością dokona posunięć, które według niego zwiększą poparcie dla jego kandydatury, ale mogą być groźne dla świata. Na przykład ostatnio mówił, że chciałby kompletnie przeciąć handlowe połączenia USA–Chiny. Oczywiście to tylko takie niepoważne słowa, ale kto wie, co jeszcze prezydent wymyśli.
Poza tym we wrześniu na scenę znowu wszedł brexit, a konkretnie umowa W. Brytanii z UE. Wydaje się, że prawie niemożliwe jest jej zawarcie do końca roku, co skutkowałoby ekwiwalentem twardego brexitu. Boris Johnson zapowiedział nawet, że jeśli do połowy października warunki umowy nie zostaną ustalone, to umowy nie będzie, i zaproponował zmianę w przyjętych już rozwiązaniach, które Unia Europejska gwałtownie oprotestowała. Znowu mamy grę pod nazwą chicken game. Na razie wszyscy traktują to z dużym spokojem, ale im bliżej będzie połowy października, tym większy może być niepokój.