I nawet dobrze, że na giełdzie panuje mniej lub bardziej wybuchowa mieszanka poglądów na ekonomię, gdyż homogeniczność osądów mogłaby doprowadzić do spadku zmienności tak cenionej przez spekulantów bądź też graczy średnioterminowych.
Fizyka jest nauką ścisłą, o czym wie już nawet najmłodsze pokolenie inwestorów, bawiących się jeszcze drewnianymi klockami, na wzór spółek, którymi żonglują ich rodzice. Niby to tylko zabawa lub sposób na nudę, jednakże o krzywdę nietrudno. Sześcian w rękach naszych pociech początkowo stanowi cel sam w sobie, a dopiero później okazuje się środkiem wymaganym do stworzenia bardziej złożonej konstrukcji. Niestety, już na starcie kariery budowniczego pojawiają się przeszkody, na które nie ma się wpływu i jedyne, co należy zrobić, to poddać się prawom fizyki.
Można by rzec nic innego, jak tylko zjeść zęby, ale akurat tego typu fraza dla raczkujących graczy zakrawałaby na antynomię. Doświadczenia z dzieciństwa pozostaną jednak ważną lekcją dla wszystkich tych, którzy obecnie próbują swoich sił na GPW, która jak na razie quasi-pozytywnie została zarażona wirusem, aczkolwiek jego konsekwencje znane będą dopiero za kwartałów parę.
Kupując jedną z kilkuset spółek notowanych nad Wisłą, należy na starcie ponieść liczne koszty – od klasycznych finansowych po te alternatywne, mniej namacalne. Budowa inwestycyjnego portfela stanowi nie lada wyzwanie dla doświadczonych architektów, a co dopiero dla tych, którzy szkicowanie na wirtualnych rachunkach zamienili na maklerskie konta. Wprawdzie kupno jednej spółki jest proste i pozbawione wielu wad, jednakże czy chwytając za klocki zarówno te finansowe, jak i drewniane, można stworzyć prawdziwe dzieło? Maluch wie, że budowanie wymaga nakładu czasu i uwzględnienia wielu elementów składowych, dlatego też i rodzic wessany przez GPW z reguły powinien zdawać sobie sprawę, iż z jednej spółki – bez względu na jej profil działalności i trendy rynkowe – klasycznego portfela utworzyć się nie da. To tak, jakby z kwiatka zrobić bukiet, czy z kawalera utworzyć małżeństwo.
W ostatnich dniach maklerzy z Łodzi, spekulanci ze Zgierza, nośpłat z Poznania czy też handlyrz z Cieszyna pozytywnie nakręcili się alledebiutem. IPO wypadło znakomicie, zarobić mógł każdy, kto podjął się wyzwania w postaci wyciągnięcia nadmiaru gotówki z przysłowiowej skarpety. Nie ujmując nic siostrze onucy, ostatnimi czasy przyjaciółka naszych stóp stała się bardziej przyjazna Kowalskiemu niż lokata, nad czym może i ubolewają bankowcy, ale maklerzy już nie. Niskie stopy procentowe, rozpędzająca się inflacja czy też podatek Belki to tylko kilka zadr mogących uwierać wielu ściubigroszy.