Górę nad trendem, nastawieniem i apetytem na ryzyko wzięły względy czysto fundamentalne. Kurs dolara, w szczególności w relacji do euro, podążył ścieżką wyznaczoną przez rynek stóp procentowych oraz kolejne publikacje makroekonomiczne potwierdzające przewagę tempa ożywienia w USA nad resztą gospodarek G7. Choć początek II kwartału przyniósł lekkie odreagowanie, kolejne miesiące nadal prezentują się dla niego korzystnie i jest on na dobrej drodze, by w dalszej części roku jeszcze się wzmocnić.
Mimo że inwestycja w amerykańską walutę nie wydaje się dziś już tak atrakcyjna jak pod koniec ubiegłego roku, kiedy nastawienie do niej było skrajnie niekorzystne (żaden – sic! – z analityków ankietowanych przez Bloomberga nie przewidywał, że w 2021 r. zyska ona na wartości), wciąż wiele przemawia za tym, by nie pozbywać się dolara z portfela. Przy czym w mniejszym stopniu chodzi tu o jego wycenę wobec złotego czy walut rynków wchodzących, a bardziej koszyka G7 czy indeksu DXY.
Wydaje się, że wszystko co najlepsze, jeśli chodzi o różnicę w bieżących wynikach gospodarczych między USA a strefą euro, zostało już uwzględnione w notowaniach. Blisko milion nowych miejsc pracy stworzonych poza rolnictwem w marcu oraz przepaść między wskaźnikami kondycji sektora usługowego ISM/PMI wyznaczyły najpewniej szczyt przewagi oraz indeksu zaskoczeń dla tej pary na najbliższe kilka miesięcy. Rynek już wie, że i w Europie wraz z przyspieszeniem tempa szczepień przeciwko Covid-19 oraz zdejmowaniem obostrzeń wskaźniki gospodarcze zaczną się poprawiać. Mimo to nie skazywałbym amerykańskiej waluty na niełaskę, bo nie to jest kluczowe w ocenie jej perspektyw.
Kluczem nadal jest (i, jak sądzę, w najbliższym czasie będzie) różnica w oprocentowaniu dolara wobec pozostałych walut G7. Chociaż rentowności amerykańskich obligacji od początku kwietnia zaczęły się stabilizować, już od ponad miesiąca w trendzie bocznym są też niemieckie bundy. Stale pogłębia się – najważniejsza pod tym względem – względna różnica oprocentowania obu walut. Spread między dwu- i dziesięcioletnimi stawkami swapowymi w EUR i USD przekracza obecnie 230 pkt baz. Jest największy od końca 2019 r., gdy kurs EUR/USD był bliżej poziomu 1,10 niż, jak obecnie, 1,20. Nie ma powodów, by obserwowane od początku roku trendy w zakresie rynkowych stóp procentowych miały się zmienić. I to w mojej ocenie stwarza przestrzeń do dalszej aprecjacji dolara.
Niezmiennie większe ryzyko przypisać należy scenariuszowi, że skala luzowania, a więc i siła ożywienia, która ma przełożenie na wysokość rynkowych stóp procentowych, także w dalszej części roku będzie raczej sprzyjać walucie USA. Proces uodporniania się na Covid-19 w poszczególnych krajach UE nie będzie przebiegał równomiernie. Z pewnością znajdą się maruderzy. Dopiero teraz, gdy dostępność preparatów w UE jest większa, przychodzi prawdziwy test przygotowania systemów na masowe szczepienia. Amerykanie natomiast mają ten problem z głowy. Już na początku II kwartału osiągną poziom odporności zbiorowej i mogą bez przeszkód otwierać gospodarkę.