Naprawiając świat, można szkodzić

Złożoność obecnych rozwiązań, to jednak niejedyny powód do sceptycyzmu wobec przyjętego u nas sposobu „naprawiania świata".

Publikacja: 08.05.2021 05:00

Andrzej Halesiak, członek TEP oraz Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego

Andrzej Halesiak, członek TEP oraz Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego

Foto: materiały prasowe

Niezwykle modne stało się ostatnimi czasy naprawianie świata. To generalnie bardzo dobra wiadomość – naszemu światu daleko do doskonałości. Jednakże każdy, kto cokolwiek w życiu naprawiał, wie, że trzeba bardzo uważać. Jeśli robi się to nieumiejętnie, zamiast sytuację poprawić można ją pogorszyć, czasami nawet bardzo. To samo odnosi się do zmian w świecie – jeśli nie dostrzega się jego złożoności, różnorakich powiązań i zależności wówczas zmiany w ostatecznym rezultacie wcale nie muszą być na lepsze.

Moda na naprawiania świata nie ominęła także naszego kraju. Na fali jest w szczególności walka z ubóstwem i nierównościami dochodowymi. Warto wykorzystać więc ten przykład dla zobrazowania szerszego problemu związanego z „naprawianiem".

Zacznijmy od krótkiej charakterystyki obecnej sytuacji. Otóż w ostatnich latach istotnie zwiększyliśmy wydatki na różnorakie transfery socjalne, a poziom wsparcia gospodarstw domowych z dziećmi (poprzez świadczenia i ulgi podatkowe) jest dziś – w relacji do PKB – jednym z najwyższych w świecie. W kolejce czekają już zmiany w systemie podatkowym, ich hasłem przewodnim jest „więcej progresywności"; wyższych stawek obciążeń dla osób o wysokich dochodach, po to by obniżyć stawki obciążeń dla tych o niskich. To wszystko oznacza, że w walce z ubóstwem i nierównościami wybraliśmy najprostszą, ale zarazem prawdopodobnie najbardziej nieefektywną i ryzykowną – społecznie i ekonomicznie – drogę. Dlaczego?

Pierwszym z powodów jest kształt naszego systemu podatkowo-składkowo-transferowego, którego złożoności prawdopodobnie nikt w tym kraju już nie ogarnia. Na tę złożoność składają się różnego rodzaju formy rozliczania podatku, setki preferencji podatkowych, zróżnicowanie oskładkowania w zależności od rodzaju umowy o pracę, niespójne traktowanie zbiegów tytułów do ubezpieczeń itd, itd. To pochodna tego, że przez ostatnich 30 lat majstrowaliśmy to tu, to tam nieustannie.... „naprawiając" system! Jeśli więc do takiego „potworka" wprowadzimy kolejne zmiany, to można być pewnym, że efekty będą odbiegać od pożądanych, a ci co zechcą „obejść" obciążenia wciąż znajdą do tego drogę. Istniejący u nas system wymaga głębokiej reformy, a nie kolejnych w nim manipulacji. Reformy takiej jak np. wprowadzenie jednolitej daniny, która radykalnie ograniczałaby złożoność systemu, zwiększała jego efektywność i sterowalność.

Złożoność obecnych rozwiązań, to jednak niejedyny powód do sceptycyzmu wobec przyjętego u nas sposobu „naprawiania świata". Wprowadzane i proponowane zmiany wydają się zupełnie abstrahować od tak ważnych kwestii, jak relatywna atrakcyjność pracy wobec „życia z socjalu" czy też relatywna atrakcyjność danego kraju dla prowadzenia aktywności gospodarczej. To wszystko może na dłuższą metę prowadzić do osłabienia bazy gospodarczej, z której jak wiadomo cały kraj się tak naprawdę utrzymuje.

Rosnące uzależnienie społeczeństwa od środków z budżetu (transfery), to także zła wiadomość dla demokracji. Jak słusznie pisał Jacek Dukaj w świetnym eseju „Tak wymienia się rdzeń duszy": „fundamentem stabilności demokracji jest poczucie niezależności materialnej". Tymczasem, będąc na różne sposoby zależnym od budżetu, siłą rzeczy dla wielu podstawowym kryterium wyborczym staje się: „kto da więcej". Taka sytuacja powoduje zepchnięcie na dalszy plan reform i zmian instytucjonalno-systemowych; by dojść i sprawować władzę nie trzeba się wysilać, trzeba tylko „dawać więcej niż inni". Niestety, prędzej czy później wszyscy ponosimy koszty takiego populizmu. Dobitnie świadczy o tym trwająca właśnie pandemia i towarzysząca jej zapaść niedofinansowanej i źle zorganizowanej służby zdrowia. Zresztą nie tylko jej.

Na podstawie tego, co do tej pory napisałem, można odnieść wrażenie, że walkę z ubóstwem i nierównościami uważam za bezsensowną. Wręcz przeciwnie! To jedno z najważniejszych zadań, jakie przed nami stoi. Kwestionuję jedynie podejście do tego problemu. Wszystkie podejmowane obecnie działania koncentrują się na tak zwanej dystrybucji wtórnej – zabieraniu coraz więcej jednym po to, by komuś innemu dołożyć. Tymczasem punktem startu do zmian powinna być odpowiedź na pytanie: dlaczego niektórzy otrzymują tak mało w formie pierwotnych dochodów (wynagrodzenia za pracę, dochodów z ziemi czy kapitału), nawet jeśli wysiłku wkładają dużo? Dlaczego trzeba im potem pomagać? To właśnie tu leży moim zdaniem główne źródło problemu.

Gdy przyjmiemy tę perspektywę, wówczas okaże się, że recepty na walkę z ubóstwem i nierównościami powinny być znacznie inne. Obejmować:

i) tworzenie sprzyjających warunków dla kreowania w naszym kraju wysoce produktywnych i dobrze płatnych miejsc pracy,

ii) usuwanie barier w dyfuzji technologii i najnowszych praktyk wytwarzania do małych i średnich firm, tak, by nie odbiegały tak dramatycznie – jak dziś – pod względem produktywności,

iii) walkę z monopolami i oligopolami koncentrującymi w swych rękach nadmierną siłę rynkową (nierzadko unikającymi przy tym opodatkowania poprzez transfer zysków do rajów podatkowych).

Ważna jest także polityka właściwie ukierunkowująca pozyskanie kompetencji niezbędnych w nowoczesnej gospodarce oraz kreująca warunki ich maksymalnego wykorzystania (dziś w niektórych branżach ok. 40 proc. zatrudnionych piastuje funkcje, które są poniżej ich kompetencji, bo nie ma dla nich w tym kraju lepszej pracy). Innymi słowy potrzebna jest polityka, która sprawia, że cała gospodarka podąża ku większej złożoności i produktywności, a nie że postęp ma jedynie charakter wyspowy (co w efekcie prowadzi do nierówności dochodów).

Państwo, które rzeczywiście chce eliminować nierówności i ubóstwa, stara się także upowszechniać rozwiązania stwarzające gospodarstwom domowym możliwości uzyskiwania różnorodnych dochodów, nie tylko z pracy. Na przykład z produkcji energii czy też dochodów kapitałowych poprzez rozwój różnorakich form akcjonariatu.

Reasumując, jeśli chcemy skutecznie walczyć z ubóstwem i nierównościami, nie wyrządzając przy tym społecznych i gospodarczych szkód, powinniśmy przede wszystkim skoncentrować się na działaniach, które zapewnią bardziej równomierny podział dochodów na poziomie pierwotnym. Powinniśmy także w radykalny sposób zreformować system podatkowy, eliminując narosłe przez dziesięciolecia patologie, przywrócić jego sprawczość w zakresie osiągania pożądanych celów (zwiększenia atrakcyjności pracy, równego traktowania różnych form zatrudnienia, wsparcia dla tych, którzy wychowują dzieci, itp.). Transfery socjalne powinny być ostatnim elementem walki z nierównościami i ubóstwem – przy właściwej polityce odnoszącej się do pierwotnych dochodów i przy dobrze działającym systemie podatkowym ich skala może być zdecydowanie mniejsza niż dziś. Nie wspominając już o kosztach administracyjnych z nimi związanymi.

I ostatnia już, ale za to bardzo ważna kwestia. Przedstawione powyżej podejście jest najbardziej pożądane z punktu widzenia nas, obywateli, niekoniecznie natomiast z punktu widzenia polityków. Dlaczego? Niezależni od budżetu obywatele są znacznie bardziej wolni i wymagający w swych politycznych wyborach, stawiają znacznie większe wymagania przed politykami. I to jest chyba główny powód, dlaczego tak powszechnie naprawianie świata, także u nas, koncentruje jednak na zwiększaniu skali wtórnej redystrybucji.

Felietony
Rada Emitentów – nareszcie
Felietony
Piękniejsza strona rynku kapitałowego
Felietony
Spready kredytowe niżej mimo rekordowych emisji banków
Felietony
W poszukiwaniu narzędzia uniwersalnego
Felietony
Metafizyka dyrektorów finansowych
Felietony
STEM a sztuczna inteligencja, czyli jak wykształcić liderów przyszłości